Wraz z analizą wybranych kursów z gali UFC on Fox 10, zapraszamy jednocześnie na nową stronę startową Betsafe MMA, która znajduje się pod adresem: http://betsafemma.com/. A poniżej już nasza ocena kursów. Zaczynając od:
Darren Elkins – Jeremy Stephens
Szady: Darren„The Damage” Elkins zawodową karierę w MMA rozpoczął w 2007 roku. Jest wszechstronnym zawodnikiem, a jego stylem bazowym są zapasy. W UFC stoczył łącznie 9 walk, z czego 7 wygrał. W najbliższym starciu stanie naprzeciwko Jeremy’emu Stephensa i według wielu skazywany jest na pożarcie. Czy słusznie?
Grappling. Darren nie jest specjalistą od poddań, ma przeciętne umiejętności w BJJ, ale ma za to świetną kontrolę na ziemi. Jak uda mu się sprowadzić rywala do parteru, szybko nie wypuszcza go ze swoich macek. Stephens również nie jest wybitny w parterze. Jeśli sprowadza walkę na ziemię to głównie po to, by obijać rywala uderzeniami. Co prawda na początku kariery zdarzało mu się odklepywać techniki kończące, jednak rozwija się parterowo i w chwili obecnej ma wysoki współczynnik obron przed poddaniami.
Zapasy. Darren wygrywał walki decyzjami sędziowskimi dzięki bardzo dobrym zapasom i kontroli w parterze. Steven Siler nie miał zbyt wiele do powiedzenia w starciu z Darrenem i został całkowicie zdominowany. Również Hatsu Hioki nie potrafił sobie poradzić z obaleniami, przez co przegrał dwie z trzech rund ostatniego pojedynku. Jeremy z kolei jest przyzwoitym zapaśnikiem i zdarzają mu się próby obaleń rywali, które często są skuteczne. Defensywnie jednak nie jest już tak kolorowo i dobry zapaśnik pokroju Darrena Elkinsa ma spore szanse na sprowadzanie walki na ziemię. Co prawda „Lil’Heaten” ma na tyle siły i umiejętności, że nie daje się „zależeć” za długo na glebie i przywraca walkę do stójki, jednak gdy będzie dawać się obalać, to może przegrywać rundy w oczach amerykańskich sędziów.
Kondycja. „Damage” należy do grona zawodników, którzy posiadają niekończące się cardio i przez cały pojedynek nie widać po nich oznak zmęczenia. W tej materii powinien górować nad najbliższym przeciwnikiem, który przez to, że wkłada masę siły w wyprowadzane ciosy, w późniejszych fazach pojedynku zaczyna ciężej oddychać.
Serce do walki. Elkins bywał już kilkakrotnie w tarapatach, jednak potrafił wychodzić z tego obronną ręką i ostatecznie wygrywać walki. Diego Brandao był bliski znokautowania go w pierwszej rundzie, jednak Darren nie poddał się – odwrócił losy pojedynku w drugim i trzecim starciu, ostatecznie wygrywając walkę. Podobna sytuacja miała miejsce w walce z Hatsu Hiokim, który trafił mocnym kopnięciem na korpus w pierwszej rundzie. Również Stephens „tanio skóry nie sprzedaje” i walczy do samego końca. To może być bardzo interesujące starcie i jeśli nie skończy się szybko, to nie zdziwię się, że zostanie nagrodzone walką wieczoru.
Jeremy Stephens to prawdziwy wyjadacz oktagonowy. Ma na swoim koncie 31 walk, z czego aż 17 w UFC. Po zejściu do niższej kategorii wagowej wygrał dwie walki i jest w pełni zmotywowany i nastawiony na kolejne zwycięstwo.
Stójka. To jest płaszczyzna, w której Jeremy bryluje. Zresztą, statystyki mówią same za siebie – 15 z 22 zawodowych zwycięstw odniósł przez nokauty i są to dane, których nikt o zdrowych zmysłach nie będzie lekceważyć. Stephens należy do grona tzw. „power puncherów” – wkłada sporo siły w wyprowadzane ciosy i może nimi solidnie zranić każdego. Używa efektownych i skutecznych kombinacji bokserskich. Z kopnięć najbardziej lubi używać low kicki, które również wyprowadza ze sporą siłą. Potrafi być groźny przez cały pojedynek, o czym przekonał się m.in. Rafael Dos Anjos, który wygrywał dwie pierwsze rundy, by w trzeciej nadziać się na cios podbródkowy, który odebrał mu przytomność.
Elkins ma tzw. „grapplerską stójkę”, czyli w tej materii jest lekko drewniany. Praca na nogach i balans ciałem nie wyglądają zbyt ciekawie, jednak Darren cały czas nad tym pracuje i z walki na walkę kickboksersko wygląda coraz lepiej. W najbliższym starciu stanie jednak naprzeciwko prawdziwego zabijaki i powinien robić wszystko by unikać wymian w stójce, bo może się powtórzyć nieszczęśliwa historia z walki z Chadem Mendesem. Co prawda, Elkins charakteryzuje się dużą odpornością na ciosy, o czym może świadczyć chociażby walka z Diego Brandao, gdzie w pierwszej rundzie został niemiłosiernie obity, jednak Stephens generuje tyle siły w wyprowadzanych ciosach, że może powalić każdego.
Zmiana kategorii wagowej. Stephens przez większość swojej kariery walczył w kategorii lekkiej i nie radził tam sobie najgorzej. Dopiero 3 kolejne porażki z rzędu wymusiły na nim wprowadzenie zmian i podjął decyzję o zejściu do kategorii piórkowej. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, o czym świadczą dwa kolejne zwycięstwa w imponującym stylu. Jeremy góruje teraz siłowo nad rywalami i powinien być mocniejszy fizycznie od Elkinsa. Co prawda jest od niego o 5 cm niższy, ale ma o 2 cm większy zasięg.
Czynnik X. Czy Darren Elkins jest najbardziej niedocenionym zawodnikiem kategorii piórkowej? Wszyscy ci, którzy regularnie stawiali na Elkinsa nie powinni narzekać na małą ilość „diengów” w portfelu. W walce z Duanem Ludwigiem kursy na niego wynosiły w granicach 2.50, z Omigawą ponad 3.00, ze Zhangiem około 2.20, z Brandao u niektórych bukmacherów nawet 4.00 (!), z Silerem ok. 2.00 i Hatsu Hiokim około 2.40. Imponujące dane. Darren kolejny raz jest underdogiem i kolejny raz może zaskoczyć.
Werdykt
Jeremy Stephens jest zawodnikiem, który walczy w kratkę , jednak zawsze potrafi być groźny. Z kolei Darren Elkins, z ostatnich siedmiu walk przegrał tylko jedną i jest fighterem należącym do czołówki swojej kategorii wagowej. Najbardziej prawdopodobny scenariusz na najbliższą walkę jest taki, że Stephens będzie próbować znokautować Elkinsa, a ten nie będzie miał zamiaru bawić się w wymiany w stójce, starając się obalać rywala i kontrolować go w parterze. Najważniejszą kwestią zdaje się być to, czy Stephens będzie potrafił pohamować zapaśnicze zapędy rywala. Jeśli mu się to uda – zwycięstwo będzie jak najbardziej w zasięgu, czy to przez nokaut, czy decyzją po wygraniu przynajmniej dwóch rund. Jeśli jednak od początku da się stłamsić w parterze, to może być w ciężkiej sytuacji, biorąc pod uwagę fakt, ze w późniejszych fazach pojedynku Elkins może dłużej zachować świeżość.
Mam nie lada zagwozdkę w tym wypadku. Serce podpowiada Stephens, rozum – Elkins. Wierzę w Jeremy’ego, który po zejściu do niższej kategorii wagowej prezentuje się wyśmienicie i jest spora szansa, że po najbliższej walce będzie mógł się pochwalić trzema kolejnymi zwycięstwami z rzędu. Z drugiej strony Elkins potrafił już tyle razy zaskakiwać – ma serce do walki, kondycję, zapasy i grappling, a to wszystko sprawia, że Darren jest zawodnikiem, którego nikt nie powinien lekceważyć. To będzie pojedynek „strikera” charakteryzującego się przeciętnymi defensywnymi zapasami z zapaśnikiem słabo broniącym się w stójce. Jeden jest mocny tam, gdzie drugi wykazuje słabość.
Podsumowując. Uważam, że kurs 2.30 na Darrena Elkinsa jest lekko zawyżony i to on powinien być minimalnym faworytem, ponieważ ma więcej argumentów na zwycięstwo w najbliższym pojedynku. W ten sposób dochodzimy do konkluzji, że w mnożniku na „Damage” jest większe value. Szanse Jeremy’ego Stephensa na zwycięstwo oceniam na 49%, toteż kurs 1.63 nie wydaje się zbyt atrakcyjny.
Adriano Martins – Donald Cerrone
Tomasz Ch.: Donald Cerrone walczy ostatnio w kratkę, jednak ta kratka jest nieco usprawiedliwiona nazwiskami, z jakimi zaliczył porażkę. Mistrz Pettis i dwójka pretendentów: dos Anjos i Diaz. Adriano Martins (na razie) nie wpisuje się w te profile za żadne skarby. Czy Brazylijczyk ma na tyle umiejętności by odprawić „Kowboja”?
Martins to weteran. Weteran brazylijskich gal. Zaczął startować w MMA wcześniej od Cerrone oraz ma więcej walk na koncie. Jest utalentowanym grapplerem, jest w posiadaniu wielu medali z mistrzostw świata oraz innych imprez dedykowanym Brazylijskiemu Jiu-Jitsu. Po wygranej oraz obronie pasa dywizji lekkiej Jungle Fight, dostał angaż w Strikeforce, w którym rozprawił się w dominującym stylu z Jorgem Gurgelem, wygrywając z nim przez jednogłośną decyzję sędziowską. Po tej gali, UFC wchłonęło siostrzaną organizację, a Adriano dostał kolejną szansę. Tym razem z Daronem Cruickshankiem. Poddał go w drugiej rundzie przez prostą balachę z półgardy. Tym samym Martins zaliczył szósty udany występ od czasu porażki z Francisco Trinaldo. O tym jakiej klasy zawodnikiem jest Donald Cerrone oraz jakie posiada atuty i wady, opisaliśmy już swego czasu podczas pojedynku Donalda z Evanem Dunhamem: LINK. Dlatego też w tym przypadku skupimy się bardziej na postaci Brazylijczyka.
Zalety:
Roztropność. Nie zawsze idzie na całość. Mając rywali na widelcu, lub po prostu „czując krew”, zawodnik ten nie cofa się i naciera z chęcią znokautowania rywala – choć jak już wspomniałem „nie zawsze”. Cechą inteligentnego wojownika jest to, iż potrafi racjonalnie ocenić kiedy warto iść po zabójstwo, a kiedy trzeba odpuścić, dając sobie oraz oponentowi jeszcze jedną szansę. Tego typu roztropność miała miejsce w walce z Daronem Cruickshankiem. W opozycji do Neilsona Gomesa, którego Adriano zdołał odprawić nie przerywając nawałnicy ciosów.
Impulsywność ma wady i zalety. Często atakując, zawodnicy zapominają o defensywie, starając się wyprowadzić jak najwięcej ofensywnych ciosów – a to bywa zdradzieckie. I również Martins nie chroni się przed tego typu wadami rodzonymi z możliwości skończenia rywala. Mając jednak na uwadze pozycję oraz dynamikę uderzeń, nie da się tego wyegzekwować lepiej ponad to, co prezentuje Brazylijczyk. Mianowicie: kiedy widzimy szansę w skończeniu, a rywal jest mocno uszkodzony, dobicie jest jedynym słusznym rozwiązaniem. Kiedy natomiast świeżość rywala i opór jest zbyt duży, roztropnie jest odpuścić szał bitewny, mając na uwadze, że i tak zraniło się rywala. Tego typu „mądrość” ringowa wypracowana jest tylko przez niezliczone boje, których Adrianowi nie brakuje, co przekłada się na styl walki tegoż zawodnika.
Ma silne pojedyncze ciosy. Dwukrotnie lewym prostym zdołał poważnie uszkodzić Jimmy’ego Donahue. Nie mówiąc o nokdaunie na Daronie Cruickshanku. Dodatkowo kopie bardzo silne low kicki, zupełnie jakby kopał piłkę do nogi. Adriano Martins jest luźnym zawodnikiem. Nie ma tej sztywności, która charakteryzuje zawodników Brazylijskiego Jiu-Jitsu sprawdzających się w MMA. Ma to swoje uzasadnienie w ilości stoczonych pojedynków. Nie trzyma też książkowej gardy. Raczej polaga na balansowaniu oraz manewrowaniu rękami. Z kolei bardziej „poprawnie” sztywny Donald Cerrone bywał już trafiany i nokdaunowany. Nawet z rąk Rafaela dos Anjosa. Silne, mocno wyciągnięte ręce Martinsa przy oddawaniu uderzeń, mogą również odnaleźć drogę do szczęki „Kowboja”.
Warunki fizyczne. W tym aspekcie na pewno trzeba pochwalić Adriano, który jak na wagę lekką wybija się swoją tężyzną fizyczną. W walce z Daronem Cruickshankiem, wyglądał na większego od swego przeciwnika, choć sam Daron sporo zrzuca i małym zawodnikiem nie jest. Jest to więc spory atut, a wiadomo – w walce przewaga fizyczności jest bardzo pożądana.
Parter/zapasy. Martins potrafi obalać. Nie tylko zwykłymi technikami. Jest zdolny obalić mając złapaną nogę przeciwnika i balansując nią aż do ostatecznego wywrócenia przeciwnika. Ma zdyscyplinowany parter. Konsekwentnie dąży do wypracowania idealnej pozycji do poddania. Czarny pas pod Cristiano Carioca również mówi swoje. Prosta balacha z półgardy jest dosyć niespotykaną techniką w oktagonie. I jej zastosowanie w debiucie w UFC świadczy tylko o klasie Adriano Martinsa w parterze. Bardzo mocno pracuje łokciami, znajdując się w gardzie rywala. Same ciosy skierowane z góry w twarz leżącego na ziemi przeciwnika, są mocne i posiadają wyraźną siłę, zdolną do nokautu. Zarówno młotki, łokcie jak i ciosy zadawane pionowo w dół – generują odpowiednią dynamikę na TKO/KO. Nie są to ciosy na tzw. punktowanie.
Kondycja również nie jest jakimś znaczącym czynnikiem. Brazylijczyk nie odbiega w tym aspekcie znacząco od Donalda. W walce z Jorgem Gurgelem nawet pod koniec trzeciej rundy zadawał mocne ciosy oraz inicjował kombinacje bokserskie.
Wady:
Z poważniejszych wad – Odsłania się za bardzo, inicjując własne ciosy. Czasami wchodząc z podwójnym prostym , zapomina o swojej wolnej ręce i nie trzyma jej przy szczęce. Krótkie zejście z sierpem w takich przypadkach jest idealnym rozwiązaniem. Dodatkowo odsłania się również przy ciosach mocnych z „silnej” ręki. I jest to nagminne. Ewidentny nawyk, który już wszedł głęboko w krew. Obóz Grega Jacksona powinien to bez problemu wykryć. A w konsekwencji wykrycia, ułożyć odpowiednią odpowiedź.
Przedstawiony powyżej schemat praktycznie nie różni się w swojej specyfice. Jest to cechą charakterystyczną Brazylijczyka. Ta sama postawa i ta sama moc wygenerowana w prostym uderzeniu z „tylniej” ręki.
Brak bardziej sztywnej gardy Brazylijczyk odrabia dobrą pracą tułowiem. Ma na przyzwoitym poziomie kiwkę oraz uniki od bardziej znaczących ciosów. Przynajmniej jego ostatni dotychczasowi przeciwnicy nie zdołali zrobić mu większej krzywdy.
Werdykt:
Werdykt, a raczej prorokowanie. Cechą dobrą tego zestawienia jest to, iż Adriano Martins lubi nacierać; lubi przeć do przodu. W przypadku Rafaela dos Anjosa, ta taktyka się sprawdziła przeciwko Donaldowi, który nie lubi być w ciągłej presji – źle się czuje pod ostrzałem i sam woli kierować swe działa do ataku. Wielu rywali Martinsa niedoczekało szansy na ponowne nabranie sił, i tylko kilku udało się przetrwać nawałnicę mini-ciosów (jak Jorge Gurgel w pierwszej rundzie). Wszystko więc sprowadza się do faktu, iż zarówno na nogach, jak i w parterze Adriano jest niebezpiecznym zawodnikiem. W obu płaszczyznach może zagrozić Donaldowi Cerrone. Kurs 3.00 jest bardzo atrakcyjny i warty zagrania rozsądne sumy. Donald to nadal świetna firma i solidny rzemieślnik. Jak najbardziej może okazać się nie do przeskoczenia dla Brazylijczyka, jednak są spore szanse na to, że jednak underdog może sprawdzić niespodziankę. Donald Cerrone nie ma nawet w ułamku stylu Francisco Trinaldo, z którym Adriano przegrał swój ostatni bój.
Stipe Miocic – Gabriel Gonzaga
Szady: Gabriel„Napao” Gonzaga to doświadczony zawodnik Mieszanych Sztuk Walki, który zawodową karierę rozpoczął w 2003 roku. Zaledwie 5 walk wystarczyło by zasłużył sobie na kontrakt z UFC. W największej organizacji MMA świata stoczył łącznie 17 (!) pojedynków z czego 11 wygrał. Wszystkie swoje zwycięstwa odnosił przed czasem przez nokauty i poddania. Tylko jedna jego walka skończyła się decyzją i była to porażka z Brendanem Schaubem, po której „Napao” musiał na krótki czas pożegnać się z UFC. W najbliższym starciu stanie naprzeciwko utalentowanego Stipe Miocica. Obaj zawodnicy zwyciężali w ostatnich walkach w imponującym stylu. Zwycięzca tego starcia mocno zbliży się do walki o pas. Kurs bukmacherski na zwycięstwo Stipe Miocica wynosi 1.45, za jego rywala „płacą” 2.80. Który z tych mnożników jest według mnie bardziej atrakcyjny? Zapraszam do analizy.
Parter. Stylem bazowym Gabriela Gonzagi jest Brazylijskie Jiu-Jitsu. Wielokrotnie stawał na podium Mistrzostw Świata BJJ w kategorii czarnych pasów. Jest jednym z najlepszych parterowców kategorii ciężkiej UFC i umiejętnościami grapplerskimi bije na głowę swojego najbliższego oponenta. Gdy walka trafi na ziemię, Stipe będzie musiał robić wszystko by walka wróciła do stójki, bo zabawa w „kulanki” może szybko się zakończyć poddaniem. Rywale „Napao” dawali się złapać w takie techniki kończące jak balacha, kimura, trójkąt, duszenie zza pleców czy gilotyna, także żadna dźwignia czy duszenie mnie w najbliższej walce nie zaskoczy.
Niedoceniana stójka. Mimo, że Gonzaga najlepiej czuje się w parterze, to jego stójka prezentuje się całkiem przyzwoicie i dużo fanów i ekspertów zdaje się tego nie doceniać. „Napao” dysponuje dużą siłą ciosu i potrafi za pomocą jednego celnego uderzenia znokautować rywala. Ma bardzo dobry timing i wysokie umiejętności w uderzaniu z kontry. Nie jest może w tym takim specjalistą jak Anderson Silva, bo z kontrą często wychodzi po ciosie na gardę albo celnym na głowę, a nie uniknięciu go balansem ciała, jednak efekt bywał ten sam – rywale padali na deski nokautowani, jak chociażby Dave Herman czy ostatnio Shawn Jordan.
Gabriel nie tylko skutecznie używa pięści, ale korzysta z różnorodnych kopnięć, o czym na własnej skórze przekonał się legendarny Mirko„Cro Cop” Filipovic. Nokaut na Chorwacie przy użyciu jego własnej broni do tej pory uważany jest przez wielu za jedno z najbardziej zaskakujących i najpiękniejszych skończeń w historii MMA.
Jedną z najgroźniejszych broni w arsenale „Napao” są mordercze niskie kopnięcia. Justin McCully padł po jednym z takich kopnięć. W ten sposób walka trafiła do parteru, gdzie Gonzaga zmusił rywala do odklepania kimury. Również Fabricio Werdum był niemiłosiernie obijany low kickami, które odbierały mu mobilność w stójce.
Według statystyk portalu Sherdog.com „Napao” przez nokaut wygrywał siedmiokrotnie, jednak gdy przyjrzymy się bliżej wszystkim zwycięstwom Brazylijczyka, to zauważymy, że tak naprawdę zwycięstw po ciosach było 9. Cicero Costa na początku walki odklepał uderzenia, także Charlie Brown po gradzie ciosów poddał walkę w połowie trzeciej rundy. Dochodzimy w ten sposób do zaskakującego wniosku, że Gonzaga częściej „odprawiał” rywali po ciosach niż przez duszenia czy dźwignie!
Zapasy. Gabriel Gonzaga jest dobrym zapaśnikiem. Ofensywnie prezentuje się bardzo dobrze. Udawało mu się obalać wielu rywali, włącznie z Juniorem Dos Santosem, który słynie z wyśmienitej obrony przed sprowadzeniami. Defensywnie też nie jest zły, jednak nie wierzę, że w najbliższym starciu Miocic będzie próbował sprowadzać walkę do parteru. Stipe defensywnie jest przyzwoity, jednak Gonzaga nie powinien mieć ogromnych trudności z obaleniami i będzie decydować w jakiej płaszczyźnie ma toczyć się walka – zwłaszcza na początku, gdy będzie w pełni sił.
“Szklana Szczęka” Gabriela Gonzagi – fakt czy mit? Wielu komentatorów sceny MMA twierdzi, że wytrzymałość szczęki „Napao” jest bardzo niska i wystarczy jeden celny cios by Brazylijczyk padł na deski. Postanowiłem to sprawdzić przyglądając się wszystkim porażkom Gonzagi. Po kolei:
Fabricio Werdum– walka była bardzo wyrównana. Gonzaga przyjął ogromną ilość ciosów rękoma i kolanami. Pod koniec drugiej rundy padła kondycja i kompletnie wyczerpany „Napao” musiał ulec rywalowi, który dłużej zachował świeżość, zdobył dosiad w parterze i obił Gonzagę przez ground’and’pound.
Randy Couture– Gabriel złamał nos po jednym z obaleń i to miało spory wpływ na dalszy przebieg pojedynku. Przyjął sporą ilość ciosów podbródkowych i sierpowych, ale cały czas pewnie utrzymywał się na nogach odpierając ataki rywala. To była kolejna walka, w której wyczerpany Gonzaga przegrał przez brutalne g’n’p.
Fabricio Werdum II– w kolejnej walce z Werdumem, Gabriel przyjął na twarz sporo czystych uderzeń kolanami i silnych ciosów wyprowadzanych rękoma, pod koniec drugiej rundy opadł z sił i przygwożdżony na ziemi przy siatce został niemiłosiernie obity serią ciosów, na które nie odpowiadał, toteż sędzia musiał przerwać walkę. Kolejna porażka przez g’n’p.
Shane Carwin– prawdopodobnie po tej walce powstał mit o „szklanej szczęce” Gonzagi. Czysty prawy sierp idealnie na odsłoniętą szczękę „Napao” pozbawił go przytomności. Uderzenie nie było zbyt obszerne, ale moim zdaniem po takim ciosie padłaby większość zawodników wagi ciężkiej, ale nie wszyscy muszą się ze mną zgadzać.
Junior Dos Santos– tym razem Gonzaga dał się „załatwić” czysto trafionym ciosem z kontry, jednak po celnym ciosie od “Cigano” padł nawet bardzo odporny na uderzenia król wagi ciężkiej Cain Velasquez, więc…
Travis Browne– seria łokci, z których większość była w tył głowy powaliłaby każdego.
Tym krótkim „śledztwem” obalam mit „szklanego” Gonzagi. Nie jest zawodnikiem z tak ogromną odpornością na uderzenia jak Junior Dos Santos czy Roy Nelson, ale na pewno jest bardziej wytrzymały od Alistaira Overeema czy Andrieja Arlovskiego. Wytrzymałość tego zawodnika na ciosy oceniam na przeciętną i w tej materii plasuję go w środku stawki wśród zawodników wagi ciężkiej. 6 porażek prze KO/TKO „na papierze” nie wygląda zbyt ciekawie, jednak te dane są mylące. Oczywiście nie wykluczam, ze Miocic znokautuje „Napao” jednak będzie się musiał bardzo postarać by tego dokonać.
Doświadczenie. Moim zdaniem Gonzaga jest w wieku, w którym osiągnął szczyt swoich umiejętności i w najbliższym starciu zobaczymy najlepszego „Napao” jaki kiedykolwiek wchodził do klatki. 10 lat w MMA to bardzo dobry okres czasu by w odpowiednim stopniu nauczyć się „fighterskiego rzemiosła”. Gabriel nie doświadczył jeszcze syndromu wypalenia, a lata treningu pozwoliły na rozwój umiejętności i eliminację błędów.
Wracając do rywala.
Stipe Miocic zawodową karierę w MMA rozpoczął w 2010 roku. Wygrał pierwszą walkę w niespełna 20 sekund. Pokonanie kolejnych pięciu rywali przed czasem wystarczyło by włodarze UFC zaproponowali mu kontrakt. Miocic w największej organizacji MMA świata do tej pory stoczył pięć pojedynków, z czego tylko jeden przegrał. Doznał goryczy porażki w drugiej rundzie ze Stefanem Struve po serii ciosów. Ostatnia walka z Royem Nelsonem jest największym „skalpem” w jego dotychczasowej karierze. Z underdoga w starciu z „Big Country”, na którego kursy u niektórych bukmacherów przekraczały nawet 3.50 stał się sporym faworytem walki z Gabrielem Gonzagą i aktualnie „płacą” za niego 1.45, co jest dla mnie co najmniej dziwną sytuacją, ponieważ uważam „Napao” za zawodnika lepszego od Roya Nelsona.
Kondycja. Stipe jest świetnie przygotowany kondycyjnie i w tej materii będzie górować nad „Napao”. Im dłużej będzie trwać pojedynek tym mniejsze szanse będzie mieć Gonzaga na zwycięstwo. Gabriel ze względu na to, że często wkłada 100% siły w wyprowadzane ciosy, potrafi ciężko oddychać już od drugiej rundy. Stipe umiejętniej rozkłada siły, o czym świadczą dwie walki wygrane decyzją z Joey Beltranem i Royem Nelsonem. „Napao” tylko raz przewalczył pełny dystans i przegrał wtedy z Brendanem Schaubem. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że jak walka potrwa pełne 15 minut, to sędzia ringowy podniesie rękę Stipe Miocica oznajmiając, że to on wygrał pojedynek.
Świeżość i rozwój. Miocic walczy zawodowo dopiero od czterech lat i cały czas podnosi swoje umiejętności. Do „wypalenia” mu bardzo daleko i jest zawodnikiem ze sporym głodem walki. W starciu z Royem Nelsonem pokazał spory techniczny progres. Do końca nie wiemy, jaką zasługę miała w tym rzekomo najgorsza dyspozycja Roy’a w jego karierze, jednak wyglądał w tamtej walce zjawiskowo.
Technika. Stipe bez wątpienia jest w stójce zawodnikiem lepszym technicznie od najbliższego rywala. Ma bardzo dobrą pracę nóg. Świetne kombinacje kickbokserskie i dobra technika pozwalają mu zwyciężać z wymagającymi rywalami. Umiejętnie kontroluje dystans przy pomocy ciosów prostych. Potrafi skutecznie używać kolan, a serie ciosów podbródkowych i sierpowych połączonych z uderzeniami łokciami w klinczu robią wrażenie. Jest do tego świetnym taktykiem i potrafi neutralizować mocne strony rywala. Poza tym będzie mieć przewagę szybkości. Historia uczy jednak, że nie zawsze zawodnik lepszy technicznie radzi sobie z „power puncherem” i zdarza się, ze pada po ciosach. Jeśli miałbym jednoznacznie określić, który z zawodników jest lepszy w stójce to wybrałbym Stipe Miocica, co nie wyklucza tego, że potrafię sobie bez trudu wyobrazić, ze w najbliższej walce zostaje znokautowany. Stipe cały czas pracuje nad defensywą. W walce z Nelsonem w tej materii wyglądał dobrze, jednak w swojej karierze dawał się trafiać takim zawodnikom jak Joey Beltran, Philip De Fries czy Shane Del Rosario i ratowała go wysoka odporność na uderzenia. Stefan Struve dał jednak radę go znokautować.
Warunki fizyczne. Stipe Miocic jest 5 cm wyższy i ma o 10 cm większy zasięg rąk od „Napao”. Obaj ważą w granicach 110 kg. Przewaga warunków nie jest ogromna, ale na pewno to kolejny argument na korzyść Stipe. Co prawda Gonzaga poradził sobie z Ednaldo Oliveirą, który przewyższał go wzrostem i zasięgiem, jednak nie był to nawet w połowie tak techniczny w stójce zawodnik jak Miocic.
Werdykt.
W najbliższą noc z soboty na niedzielę skonfrontują się ze sobą dwaj zawodnicy o lekko odmiennych stylach walki. Gabriel Gonzaga jest typowym „finisherem” – do oktagonu zawsze wychodzi z zamiarem wygrania walki przed czasem, czy to poprzez poddanie czy nokaut. Stipe Miocic jest bardziej techniczny, nie poluje na jeden cios, pokonywał rywali najczęściej po serii uderzeń, jednak on również najczęściej kończył walki przed czasem. Gonzaga, jak na kategorię wagową, w której walczy, ma wyśmienity parter, a w tej płaszczyźnie „Amerykański Chorwat” asem na pewno nie jest. Stipe będzie mieć przewagę kondycyjną i prawdopodobnie będzie starał się wymęczyć rywala i skończyć go w późniejszej fazie walki, ewentualnie wygrać decyzją sędziów. Znając obu zawodników i specyfikę kategorii wagowej, w której walczą, ciężko przewidzieć co w najbliższym pojedynku może się wydarzyć. Najbardziej prawdopodobną opcją jest to, że walka nie potrwa pełnych 15 minut. Gonzaga może znokautować bądź poddać rywala w początkowej fazie walki, bądź też samemu paść na deski po jednym z celnych ciosów rywala na przestrzeni całego pojedynku. Szanse obu zawodników na zwycięstwo są bardzo wyrównane, jednak moim zdaniem najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest ten, w którym „Napao” nokautuje rywala jednym z obszernych uderzeń z kontry. Poddanie (najpewniej gilotyną) też potrafię sobie bez trudu wyobrazić. Szczęki zbierać z podłogi nie będę, jeśli to jednak Gabriel będzie „wąchać” deski bądź przegra decyzją, ale mimo wszystko postawię na tego zawodnika pieniądze, bo ma realną szansę na zwycięstwo, a kurs 2.80 jest kolejnym prezentem od bukmacherów. Dlaczego kolejnym? Mnożnik na zwycięstwo „Napao” w walce ze Shawnem Jordanem wynosił 3.10. Wtedy zarobiłem na tym konkretne pieniądze i czuję, że historia może się powtórzyć. Jeśli kogoś nie przekonuje Gabriel Gonzaga i większe szanse na zwycięstwo daje Miocicowi, to radziłbym mimo wszystko odpuścić tą walkę bukmachersko, bo moim zdaniem kurs 1.45 nie jest wart ryzyka.
Kursy dostępne na tę walkę można znaleźć na stronie Betsafe.
A na koniec:
Propozycje gry wg. Szadego:
Stawka podstawowa – wkład pieniężny, który standardowo przeznaczamy na jeden kupon. Dla jednego gracza może to być 5 albo 10 złotych, dla innego 200 – w zależności od zasobności portfela i skłonności do ryzyka.
Moja propozycja na tą galę (3 kupony):
I. Gabriel Gonzaga, kurs 2.80 x 1 stawka podstawowa
II. Adriano Martins, kurs 3.00 x 1 stawka podstawowa
III. (1) Walt Harris + Hugo Viana + Daron Cruickshank, AKO 2.31 x 1,5 stawki podstawowej
(2) Darren Elkins 2.30 x 1,5 stawki podstawowej
Wystarczy, że jeden z kuponów wejdzie, to już będziemy „na zero”, ewentualnie małym minusie. Wahałem się nad ostatnim kuponem, jednak bardziej podoba mi się pierwsza opcja i w ten sposób prawdopodobnie postawię. Jeśli ktoś nie lubi grać „taśm”, to polecam Elkinsa (kurs praktycznie taki sam jak przy tym trójkowym kuponie), który też ma spore szanse na zwycięstwo. Harris, Viana i Cruickshank są mocnymi faworytami swoich starć i ciężko mi sobie wyobrazić, że przegrają. Wiadomo, w tym sporcie wszystko się może zdarzyć i każdy „pewniak” może zawieść, ale jestem pozytywnie nastawiony do tego kuponu. Uwaga. Nie bierzemy odpowiedzialności za czyjeś pieniądze i nie zmuszamy nikogo do obstawiania naszych typów.