Witamy w nowej analizie kursów bukmachera BetSafe.com. Zaczynamy od pojedynku Alexis – Eye!
Alexia Davis – Jessica Eye
Miałem ostatnio szczęście do poprawnego typowania wyników w walkach kobiet toczonych w UFC, dlatego postanowiłem zabrać się za analizę ciekawie zapowiadającego się pojedynku doświadczonej Kanadyjki Alexis„Ally-Gator” Davis z reprezentującą Stany Zjednoczone Jessicą„Evil” Eye. Alexis jest o krok od wymarzonej walki o pas i pokonanie Jessicy prawdopodobnie zaowocuje „titleshotem”. Bukmacherzy faworyzują Davis oferując na nią kurs 1.66 i moim zdaniem warto skorzystać z tej oferty, bo Kanadyjka ma spore szanse na zwycięstwo. W krótkiej analizie postaram się wytłumaczyć dlaczego.
Stójka. Najprawdopodobniej w tej płaszczyźnie będzie toczyć się większość pojedynku i to, która z zawodniczek będzie uderzać częściej i celniej zaważy na końcowym wyniku. Rozważając tę kwestię możemy porównać jak obie zawodniczki prezentowały się na tle tej samej rywalki – w tym wypadku mam na myśli Sarę Kaufman. Oczywiście oba starcia toczyły się w różnym czasie, miejscu i dodatkowo zawodniczki były na różnych etapach swoich karier, jednak moim zdaniem w formie ciekawostki można się zagłębić w ten temat, tym bardziej, że w tamtych walkach werdykty sędziowskie były dyskusyjne. Otóż… Davis mierzyła się z Kaufman dwa lata temu w nieistniejącej już organizacji Strikeforce i starcie skończyło się zwycięstwem Sary większościową decyzją sędziów. Walka była bardzo wyrównana i wynik mógł pójść w obie strony, jednak dwóch sędziów uznało wtedy Kaufman za lepszą mimo, że według statystyk jej rywalka zadała więcej znaczących ciosów.
Starcie Kaufman z Jessicą Eye miało miejsce już w organizacji UFC w październiku ubiegłego roku. Jeśli wynik walki Davis z Kaufman można nazwać kontrowersyjnym, to decyzję sędziów tej drugiej z Jessicą Eye otwarcie określam mianem grabieży, ponieważ Jessica tamtego pojedynku nie wygrała. Pierwsza runda była wyrównana jednak w dwóch kolejnych bez wątpienia lepszą zawodniczką była Kaufman, która zadała dużo więcej znaczących ciosów.
Davis notuje progres kickbokserski w każdej kolejnej walce. Stosuje bite z dużą siłą niskie kopnięcia, które w późniejszej fazie walk ograniczają mobilność rywalek. Pewnie wypunktowała niedawną pretendentkę do mistrzowskiego pasa Liz Carmouche (która w początkowej fazie walki sprawiła Rondzie Rousey nie lada kłopoty), a to już jest spora wartość. Alexis dużo czasu poświęca na treningi Muay Thai, co owocuje w walkach. Często obija rywalki mocnymi kolanami z tajskiego klinczu.
Eye prezentuje dobry boks, często celne kombinacje rażą raz po raz rywalki. Jednak z taką samą łatwością jak wyprowadza ciosy, tak je również przyjmuje. Gardę ma dziurawą jak szwajcarski ser. Co prawda nie liczę na to, że Davis ją znokautuje, jednak może się przyczynić do pojawienia kliku ładnych siniaków. Obie zawodniczki walczą agresywnie i nie unikają wymian, toteż możemy spodziewać się interesującej batalii.
Zapasy i parter. „Ally-Gator” jest przyzwoitą zapaśniczką, jednak ostatnio rzadko odwołuje się do swoich zapasów ze względu na to, ze dobrze czuje się w stójce. Jeśli jednak zajdzie taka potrzeba to będzie próbować sprowadzić walką na ziemię z klinczu, bądź po przechwyceniu nogi. W walce z Liz Carmouche pokazała swój talent, najpierw przechwytując kopnięcie rywalki, potem obalając ją, by umiejętnie przejść do pozycji bocznej.
Jessica Eye swoją grę zapaśniczą opiera głównie na obronie przed obaleniami. Wychodzi jej to całkiem przyzwoicie. Ciężko ocenić czy poradzi sobie z ewentualnymi próbami sprowadzenia walki na ziemię przez Davis, jednak może być to trudne ze względu na to, że odstaje siłowo od Kanadyjki.
Jeśli mówimy o parterze, to bez wątpienia sporym argumentem na korzyść Davis jest to, że posiada czarny pas brazylijskiego jiu-jitsu i trenuje w renomowanym klubie Cesar Gracie Fight Team. Jest zwinną grapplerką i dobrze przechodzi pozycje. W swojej karierze zwyciężała siedmiokrotnie przez poddanie. Duszeniem zza pleców zakończyła pojedynek z Japonką Hitomi Akano, która do momentu tego starcia uchodziła za zawodniczkę „niepoddawalną”.
Jessica Eye nie lubi parteru, unika go i stara się utrzymywać walki w stójce. Jedyną porażkę w swojej karierze odniosła właśnie przez poddanie – z Aisling Daly przez duszenie zza pleców. Co prawda cały czas się rozwija, jednak na ziemi powinna znacząco odstawać od najbliższej rywalki.
Warunki fizyczne. Obie zawodniczki są tego samego wzrostu (168 cm), jednak Davis ma o 3 centymetry większy zasięg rąk. Kanadyjka ponadto wydaje się być silniejszą zawodniczką. Eye większość walk w karierze stoczyła w kategorii muszej i debiut w UFC wymusił na niej przybranie kliku kilogramów. Amerykanka powinna mieć nieznaczną przewagę kondycyjną nad rywalką.
Werdykt.
Jessica Eye boryka się ostatnio z problemami. Zaliczyła wpadkę dopingową (wykryto w jej organizmie ślady marihuany) i wynik jej ostatniej walki zmieniono na no-contest. Poza tym pod koniec ubiegłego roku jej ojciec zachorował na raka mózgu i poświęca sporo czasu na opiekę nad nim. Nie wiemy jaki wpływ może to mieć na jej dyspozycję w walce z Davis – wydarzenia te mogą działać destrukcyjnie na psychikę, ale i motywująco, by pomimo przeciwności losu pokazać fanom na co ją naprawdę stać.
Moją faworytką najbliższego starcia jest Alexis Davis, która od swojej rywalki powinna być lepsza w każdej płaszczyźnie i to na nią postawię kilka złotych. Gdybym miał zabawić się w bukmachera, to kursy na tą walkę rozłożyłbym w ten sposób: Davis 1.40, Eye, 3.00, dlatego mnożnik 1.66 na Kanadyjkę uważam za atrakcyjny. Biorę pod uwagę jednak to, że Alexis zdarzało się dawać słabsze walki jak chociażby z Rosi Sexton (co tłumaczyła stresem związanym z debiutem w największej organizacji MMA świata), a styl Jessicy Eye podoba się Amerykańskim sędziom, dlatego odradzam lokowanie w ten pojedynek większych sum pieniędzy.
_________________________________________________
Zack Makovsky – Josh Sampo
Kolejną ciekawie zapowiadającą się walką gali UFC 170 jest starcie dwóch zawodników kategorii muszej: Zacha„Fun Size” Makovsky’ego i Joshuy„Gremlina” Sampo. Zach powraca do oktagonu po przekonującym zwycięstwie nad Scottem Jorgensenem. Makovsky tym starciem udowodnił, że jest zawodnikiem, którego nie można skreślać, toteż przed najbliższym pojedynkiem startuje z pozycji faworyta. Jego najbliższy rywal, który w ostatnim starciu w imponujący sposób poddał Ryana Benoita jest sporym underdogiem i bukmacherzy za jego zwycięstwo oferują kurs 2.40. Czy jest on na tyle atrakcyjny, by z niego skorzystać?
O tym jakiej klasy zawodnikiem jest Zach Makovsky oraz jakie posiada atuty i wady pisaliśmy już swego czasu podczas pojedynku Zacha ze Scottem Jorgensenem (link), dlatego też w tym przypadku skupimy się bardziej na postaci Josha Sampo.
„Gremlin” w zawodowym MMA występuje od 2009 roku. W tym czasie wygrał 11 walk (6 przez poddanie, 5 przez decyzję). Przegrał jedynie dwa razy – z Mikem Frenchem przez decyzję i Willem Campuzano przez nokaut. Odnośnie tej drugiej walki warto nadmienić, że „Gremlin” do momentu, w którym nieszczęśliwie nadział się na kolano rywala, wygrywał całe starcie na kartach sędziowskich. Statystyki jasno pokazują w jakiej płaszczyźnie Josh czuje się najlepiej (podpowiem: nie jest to stójka). Jego stylem bazowym są zapasy.
Parter. Sampo jest świetnym grapplerem. Metodycznie, z niewielkim trudem potrafi przechodzić pozycje. W walce z Ryanem Benoitem dosyć łatwo przeszedł z półgardy do dosiadu.
Również w starciu z Antonio Banuelosem zdobył dosiad w pierwszej rundzie, jednak zabrakło czasu by to wykorzystać. Sampo jest przy tym wszystkim bardzo kreatywny. Gdy nie powiedzie mu się próba poddania, natychmiast szuka kolejnej możliwości na wyciągnięcie dźwigni czy duszenia. W międzyczasie wyprowadza ciosy pięściami, a będąc w dogodnej pozycji z góry używa morderczych łokci. W przeciwieństwie do Zacha Mokovsky’ego nie jest typem zawodnika, który wykorzystuje swój potencjał zapaśniczy do walki w stylu „lay’and’pray” tylko szuka sposobności do zakończenia walk przed czasem. Zdarza mu się przez to popełniać drobne błędy, dlatego niejednokrotnie tracił pozycję. Nie przeleżał jednak zbyt wielu walk na plecach, bo ma całkiem zgrabne sweepy i reversale, a do tego prawidłowo używa siatki oktagonu, by przywrócić walkę do stójki – jak w walce z Antonio Banuelosem.
Zapasy. Obaj zawodnicy są dobrymi zapaśnikami. Lekką przewagę w tym aspekcie widzę po stronie Makovsky’ego, który w ostatniej walce ze Scottem Jorgensenem pokazał dobre obalenia. Prawdopodobnie to Zach w tym pojedynku będzie częściej sprowadzać walkę na ziemię. „Gremlin” w walce z silnym Alexisem Villą miał problemy z obroną sprowadzeń, a od tego starcia nie minęło zbyt wiele czasu, by poprawić się w tej kwestii.
Stójka. Sampo w przeciwieństwie do Makovsky’ego bije mocno. Nie jest to zawodnik obdarzony nokautującym uderzeniem, jednak niektóre z kombinacji (lewy prosty – prawy sierp) czy ciosów (podbródkowy z kontry) potrafiły dość mocno naruszyć rywali. Kopie dużo low kicków, używa kolan z tajskiego klinczu. Potrafi też zaskoczyć niekonwencjonalną techniką, jak superman punch w walce z Antonio Banuelosem.
Ma dobrą defensywę i nie zapomina o trzymaniu wysoko gardy.
Jest przygotowany kondycyjnie. W ostatnim czasie stoczył dwa pięciorundowe pojedynki i potrafił być w nich groźny do samego końca (o czym może świadczyć poddanie Alexisa Vily w ostatniej rundzie). Najbliższe starcie przewidziane jest na trzy rundy, dlatego o wydolność „Gremlina” nie można się martwić.
Werdykt
Nie dość, że obaj zawodnicy są do siebie podobni stylistycznie, to jeszcze są tego samego wzrostu i mają identyczny zasięg, także walka zapowiada się na niezwykle wyrównaną. Jeśli jednak miałbym wybrać „fightera”, który ma większe szanse na zwycięstwo w tym pojedynku, to wybrałbym Josha Sampo, któremu na chwilę obecną daję około 51% szans na zwycięstwo, bo jest dla mnie bardzo minimalnym faworytem. Zawodnik ten z całą pewnością nie jest wybitnym uderzaczem, ale staje naprzeciwko Makovsky’ego, który w tej materii jest równie przeciętny, jeśli nie gorszy ze względu na „watę w rękach”. Zapaśniczo obaj prezentują się bardzo przyzwoicie (lekka przewaga po stronie Makovsky’ego), w parterze jednak lepszy powinien być „Gremlin”. Nie wydaje mi się, by Zach był w stanie poddać, a tym bardziej znokautować najbliższego rywala, jednak ma sporą szansę na zwycięstwo decyzją przez „zależenie” rywala. Przeczucie jednak podpowiada mi, że w tym pojedynku „underdog” sprawi niespodziankę i podda rywala w drugiej albo trzeciej rundzie. Kurs 2.40 na Josha moim zdaniem jest zawyżony i wart zagrania.
__________________________________________________
Ronda Rousey – Sara McMann
W walce wieczoru gali UFC 170,Sara McMann zmierzy się z najlepszą kobietą jaka kiedykolwiek weszła do oktagonu, Rondą Rousey. Kim jest Sara i czy kurs w wysokości 4.65 nie jest zawyżony?
Sara jest bardzo utytułowaną zapaśniczką. Na swoim koncie ma takie osiągnięcia jak srebrny medal w zapasach (freestyle) kobiet, zdobyty na Igrzyskach w 2004 roku. W walce o złoto przegrała wtedy z niesamowitą Kaori Icho, która jest siedmiokrotną mistrzynią świata oraz trzykrotną złotą medalistką Igrzysk Olimpijskich. Kaori od dekady dominuje kategorię 63 kg i co cztery lata zdobywa najbardziej prestiżowy krążek dla Japonii w zapasach. Tym bardziej trzeba uznać kunszt zapaśniczy Sary McMann, zwłaszcza mając na uwadze jej pozostałe osiągnięcia, których lista jest bardzo długa. Zwycięstwa na Pan American Games, World Cup czy FILA Wrestling World Championships. Ilość medali na najważniejszych imprezach zapaśniczych jest wręcz porównywalna z ilością medali zdobytych przez Rondę Rousey w judo. Mistrzostwo świata za mistrzostwo świata, medal za medal, mistrzyni olimpijska kontra mistrzyni olimpijska. Brzmi niesamowicie i tak samo się zapowiada!
Czy jednak aby na pewno brzmi to tak pięknie? Po zasięgnięciu opinii u mojego kolegi Pawła K. (pseudonim „Escobar”), który jest bardziej obeznany w zapasach, sytuacja nie wygląda już tak kolorowo.
W czasie występów Sary na Igrzyskach Olimpijskich istniał system grupowy. Po zajęciu pierwszego miejsca w drugiej grupie (wygrana z Meng Lili oraz Violą Yanik), w półfinale McMann zmierzyła się ze zwyciężczynią pierwszej grupy Greczynką Stavroulą Zygouri. Grupa ta w powszechnej opinii była najsłabsza. Wręcz tak słaba, że zawodniczki z tej grupy miałyby problemy z wywalczeniem medalu na mistrzostwach Europy, a co dopiero mówić o Igrzyskach Olimpijskich. Na wyższym poziomie stał jeden z małych półfinałów, jak i walka o piąte miejsce. Wg. słów Pawła, jest to czołówka światowa, której jednak sporo brakuje do tych naprawdę najlepszych. Medal wywalczony w 2004 roku namaszczony był więc nutką szczęścia i można rzec: droga do niego była łatwiejsza niż w przypadku innych uczestniczek tych Igrzysk. Z zapaśniczych lat, zapamiętano ją jako dobrą ofensywnie, walczącą z kontry i mającą silny klincz zawodniczkę. Jednak jest też sztywna w parterze, mało aktywna i męcząca się z dobrymi rywalkami.
Wróćmy jednak do MMA. McMann w tym nowym sporcie pojawiła się w 2011 roku. Praktycznie w tym samym czasie co Ronda. Musiała jednak dłużej czekać na walkę wieczoru w której była główną twarzą. Rousey już w piątej walce osiągnęła ten zaszczyt, natomiast McMann czekała jedną walkę dłużej, zostając twarzą gali Invicta FC 2. Po wygranej w tej organizacji, od razu przeskoczyła do UFC, i tam pokonała Sheilę Gaff w pierwszej rundzie przez TKO.
Czego nauczyła nas walka z Sheilą Gaff?
Zawodniczka o nazwisku Gaff, wyszła do walki bez żadnego szacunku do zapasów Sary. Prosta pozycja, nogi blisko i bieg “byle uderzyć” w stronę rywalki. Taki beznadziejny gameplan mógł skończyć się w tylko jeden sposób, czyli obaleniem w ciągu pierwszych pięciu sekund walki. Po obaleniu McMann znajdowała się w gardzie Niemki. Co ciekawe jednak, kiedy miała okazję do zmiany pozycji (przejście gardy do bocznej), nie uczyniła tego. Zamiast przejścia wróciła do gardy przeciwniczki, dalej dociskając ją do klatki. Niestety garda to pozycja z której Ronda naprawdę lubi atakować swą firmową balachą. Z ofensywnego grapplingu Sara pokazała krucyfiks z góry, całkowicie neutralizując Sheilę.
Nie była to jednak walka reprezentacyjna. Głównie za sprawą rywalki, która oprócz stójki, nie posiadała nic więcej. Była to więc gra do jednej bramki. Przeskok z Gaff na Rousey, to stanowczo przeskok o dwie klasy jeśli chodzi o poziom rywalki.
Czego nauczyła nas walka z Shayną Baszler?
Sara McMann pokazała, że – jak na żeńskie MMA – umie boksować. Oczywiście defensywa przy wyprowadzaniu ciosów praktycznie nie istnieje, ale to jest już przypadłość każdej walczącej zawodniczki wywodzącej się z zapasów czy grapplingu. Jednak jej ciosy dochodziły szczęki rywalki i to jest ważne.
W pewnym momencie Shayna, która była na plecach, skręciła się po rękę będącej z góry Sary. Próba balachy została jednak zduszona w zarodku; Olimpijka szybko wyciągnęła rękę do góry. Na uwagę zasługuje jednak sam fakt skręcenia. Skoro Baszler miała jedną taką próbę, to Rousey teoretycznie będzie miała ich więcej. Sęk również w tym, że pozostałe próby pójścia po balachę… Shayna przegapiła! Zwróćmy uwagę na poniższego gifa. Przecież gdyby to była Ronda “Rowdy” Rousey, to z takiego przetoczenia na inną pozycję, już dawno by była dźwignia na staw łokciowy.
Baszler lewą ręką trzyma lewe przedramię Sary, po czym przechodzi pozycję. W tej akcji wyobraziłem sobie Rondę, która takiej okazji by nie przepuściła. Tego typu utracone „okazje” będą cechą wspólną większości walk Sary.
W trzeciej rundzie tej walki, McMann błyszczała. Jednak było to spowodowane tym, że Shayna już nie istniała kondycyjnie. W walkach przychodzą takie momenty, w których zawodnik już nie wkłada siły w uderzenia. Najłatwiej to zaobserwować podczas kopnięć. Jeśli zawodnik kopie low kicki lub middle kicki tak jakby starał się odgonić kundelka, nie robiąc mu przy okazji krzywdy, to jest to ewidentna już oznaka potwornego zmęczenia i wyprowadzania uderzeń tylko dla samego wyprowadzania. W dalszych rundach ciężko jest w ogóle podnieść nogę, a co dopiero włożyć w kopnięcie siłę odpowiednią, żeby wywrzeć wrażenie na oponencie. Stąd też możemy się domyślać czemu Sara, która ma o wiele lepszą kondycję niż większość zawodniczek startujących w MMA, tak dobrze wyglądała na tle łapiącej powietrze przeciwniczki. Ot, prosta oczywistość. Błyszczysz, dlaczego? Bo przeciwnik jest żywym trupem.
Czego nauczyła nas walka z Raquel Pa’Aluhi?
Podobnie jak w walce z Shayną Baszler, jeśli Sara zaatakuje w stójce, to jej ciosy dochodzą celu. W tej walce ruszyła na rywalkę momentalnie, prezentując świetne kolano na koniec serii, które trafiło w szczękę Raquel.
Po raz kolejny Sara zostawiała ręce w pozycjach, które idealnie służą balaszce. Pa’Aluhi jedną o mało co sama nie założyła, co widać w poniższym gifie:
Sympatyczna „Rocky” jest jednak zawodniczką na tle której można świecić. Bardzo jasno świecić. Stąd też ponadprzeciętny występ Sary McMann w tej walce. Srebrna medalistka olimpijska obalała Raquel, biła ją w stójce i ogólnie znęcała się nad nią, próbując oczywiście skończyć walkę. Co ciekawe Pa’Aluhi zdołała już w pierwszej rundzie przetoczyć pozycję na swoją korzyść, podczas gdy Sara znajdowała się w dosiadzie. Daje to naprawdę do myślenia i obraz na to, iż walka z Rondą może być swego rodzaju miotaniem się w parterze, podczas którego jedna i druga strona będzie zdobywać pozycje dominujące.
Podobnie z zapasami Sary nie mogła mierzyć się Hitomi Akano, która również często i gęsto lądowała na plecach po obaleniach McMann. Jak większość przeciwniczek Sary, zagrażała jej balachą i stwarzała sytuację idealne pod tę technikę. Nie ma więc co się rozwodzić więcej, trzeba przejść do werdyktu:
Werdykt:
Jestem coraz bardziej przekonany, że Ronda Rousey podda Sarę McMann, która dała nam dużo powodów do tego, by uznać, że za którymś razem, mistrzyni w judo złapie poprawnie jej rękę i zrobi to co umie najlepiej. Zapasy Sary są bardzo dobre. Ma dobre wyhaczenia, świetnie radzi sobie w klinczu, jednak nawet jak na to obecne żeńskie MMA, nie są one najwyższej ligi. Gdy męscy reprezentanci wywodzący się z zapasów przyszli do MMA, widać było jak rzucają rywalami i jak są po prostu o klasę lepsi w tej płaszczyźnie. Pierwsze walki Caina Velasqueza to była zapaśnicza pornografia. Nikt wtedy bardziej nie czarował zapasami jak zrobił to Cain. Widać było ponadprzeciętne, nadnaturalne umiejętności w tej płaszczyźnie. W przypadku Sary McMann nie mamy do czynienia z czymś takim. Nie ma tu wybicia się na tle innych. Oczywiście widać różnicę klasową, ale w związku ze zbliżającą się walką z Rondą, trzeba zdać sobie sprawę z dwóch rzeczy:
1) Z kim walczyła Sara
2) Kim jest Ronda Rousey
Jestem w stanie wyobrazić sobie nieco lepsze zapasy ze strony srebrnej medalistki IO, lecz jestem w stanie wyobrazić sobie również sweepy, reversale, a nawet własne inicjowanie obaleń ze strony brązowej medalistki IO w judo. A gdy dojdzie już do kulanki w parterze, to przewagę techniczną widzę po stronie aktualnej mistrzyni. Może się też okazać, że – jak to już bywało – gdy spotyka się dwóch sztandarowych przedstawicieli dziedzin parterowych, to walka toczy się w stójce. A tutaj daję naciągany remis, gdyż obie są tak samo chaotyczne, żadna z nich jeszcze nikogo nie znokautowała (oprócz TKO Sary na Sheily, lecz w tym przypadku to były słabe ciosy, a reakcja sędziowska bardziej nastąpiła z braku “możliwości” obrony przed uderzeniami z powodu krucyfiksa) oraz obie tak samo mogą zostać trafione, jak i same trafić w szczękę przeciwniczki. Kurs 4.65 jest naprawdę dobrym kursem. Szansę McMann jak najbardziej ma. W zasadzie to największą widzę przez decyzję sędziowską. Jednak wypunktowane wyżej elementy skłaniają mnie ku dziewiątej dźwigni na staw łokciowy, z rzędu. W dwóch zdaniach można to podsumować tak: “Było za dużo możliwości na balachy i prób balach inicjowanych przez słabe przeciwniczki. A jeśli one próbowały poddać Sarę i otwierały ją idealnie pod balachę, to sama Ronda powinna to czynić trzykrotnie mniejszym wysiłkiem”.