Wraz z dzisiejszymi opisami kursów pragniemy ogłosić nową zabawę z bukmacherem BetSafe w której do wygrania będzie po 150 zł dla aż czterech osób! Na stronie mmanaliza.com co galę znajdują się dodatkowe analizy pojedynków. Warunki uczestnictwa w zabawie są proste:
1) Wchodzimy na mmanaliza.com
2) Patrzymy na najnowsze przeanalizowane pojedynki
3) Piszemy w aktualnym temacie z analizami na MMARocks/Cohones swoje własne typy z jedno/dwu zdaniowym uzasadnieniem dlaczego akurat tak stawiamy wraz z podaniem metody skończenia (poddanie/nokaut/decyzja).
4) Wpłacamy 10 zł (lub więcej) na obojętnie jaki z zakładów przeanalizowanych na mmanaliza.com
Za poprawnie wytypowane zestawienie otrzymamy trzy punkty. Za poprawnie wytypowaną metodę skończenia otrzymamy jeden punkt. Po ostatniej gali w miesiącu, 4 osoby z największą ilością punktów otrzymają 150 zł na swoje konto na BetSafe.com. Weryfikacja wpłaty 10 zł co galę na jedno z zestawień podanych na mmanaliza.com nastąpi już bezpośrednio w systemie u bukmachera przy przelewie pieniędzy.
Sam Alvey - Tom Watson

W najbliższy weekend dojdzie do interesującego starcia lubujących się w wymianach stójkowych zawodników. Obaj są na różnych etapach kariery i walczyć będą o zupełnie co innego. Były mistrz organizacji BAMMA i UCMMA, Tom Watson (MMA 16-7) w wypadku przegranej prawdopodobnie pożegna się z UFC, z kolei stający naprzeciwko niego Sam Alvey (MMA 23-5) debiutuje w największej organizacji MMA świata, a pokonanie doświadczonego rywala zaprocentuje przeskoczeniem o kilka miejsc w rankingach.
Szybki rzut oka na statystyki – tak, Tom „Kong” Watson to przede wszystkim uderzacz. 8 zwycięstw przez KO/TKO, 7 przez decyzje i zaledwie jedno przez poddanie jasno mówi jaka płaszczyzna najbardziej leży Anglikowi. Jest przyzwoitym kickboxerem, a z arsenału jego technik najbardziej wyróżniają się kopnięcia, zwłaszcza wysokie na głowę rywala. Wchodzenie z nim w klincz nie zawsze okazuje się dobrą decyzją, bowiem w zwarciu Watson ładnie trafia mocnymi kolanami. Defensywnie jest przeciętny – daje się punktować często i gęsto w każdej walce, jednak szczęka stworzona z materiałów tytanopodobnych jeszcze nigdy go nie zawiodła, także znokautowanie go może być bardzo trudnym zadaniem, nawet pomimo tego, że wraz z wiekiem odporność na ciosy teoretycznie powinna maleć.
Parterowo „Kong” nie wybija się ponad przeciętność. Ofensywny grappling w zasadzie nie istnieje. Watson nie próbuje poddawać swoich rywali. Raz tylko udało mu się wyciągnąć balachę, ale po pierwsze – było to siedem lat temu, po drugie – na zawodniku z ujemnym bilansem walk. Anglik w parterze skupia się głównie na wybranianiu prób poddań i przywracaniu walki do stójki, w czym jest skuteczny.
Największą bolączkę Watsona zostawiłem na koniec. Tom jest fatalnym zapaśnikiem. W czterech pojedynkach stoczonych w UFC nie wykonał ani jednej próby sprowadzenia walki do parteru. Jego zapaśnicza defensywa kuleje w stopniu porównywalnym do białoruskiej gospodarki. W każdej walce Watson ląduje regularnie na plecach będąc mniej lub bardziej zamęczanym przez rywali z góry. W tej kwestii przypomina mi nieco Matta Mitrionego (MMA 7-3), któremu zapasy kojarzą się głównie ze spiżarnią. O ile „Meatheadowi” niechęć do obaleń i defensywne braki uchodzą często na sucho ze względu na specyfikę kategorii wagowej, w której walczy, to w wadze średniej ciężko przejść na wyższy poziom rywalizacji będąc jednowymiarowym zawodnikiem. Oczywiście Watson zdaje sobie sprawę ze swoich braków, a do ostatniej walki szlifował zapasy z mocnym Markiem Munozem (MMA 13-5), jednak efektów niestety nie widać. Mój nauczyciel matematyki zwykł mawiać: „Mnie nie obchodzi ile Ty się uczyłeś, ważne ile się nauczyłeś” i te słowa pasują do zawodników pokroju Watsona czy walczącego w niższej kategorii Carlosa Condita (MMA 29-8), którzy choćby nie wiem jak bardzo pracowali nad poprawą defensywy zapaśniczej, to i tak w większości walk będą lądować na plecach sprawiając wrażenie jakoby najmniejszy podmuch wiatru był w stanie ich przewrócić.
---------
Sam Alvey walczy zawodowo od sześciu lat i stoczył w tym czasie dwadzieścia osiem pojedynków. W czasie swojej kariery walczył w trzech dywizjach wagowych: półciężkiej, średniej i półśredniej. Ta ostatnia okazała się „niewypałem”. Alvey zszedł do tej kategorii po to, by dostać się do programu The Ultimate Fighter. W ciągu 29 dni musiał zbić 18 kilogramów i to odbiło się na jego dyspozycji. Przegrał w drugiej walce i odpadł z „show”. Jak sam twierdzi, był tak wycieńczony zbijaniem wagi, że nie potrafił dojść do siebie, przez co jego dyspozycja była bardzo słaba.
61 % zwycięstw „Smilina” to skończenia przez nokauty. Co prawda nie nazwałbym go typowym przedstawicielem grupy zawodników lubującej się w taktyce typu „sprawl and brawl”, jednak ewidentnie zawodnik ten czuje się najlepiej w stójce. Często rzuca kombinacjami ciosów sierpowych, czasem dołoży do tego podbródkowy czy uderzenie na korpus, jak chociażby w walce ze znanym z KSW Jayem Silvą (MMA 9-9).
Z arsenału jego technik najbardziej wyróżnia się świetny prawy prosty. Jason South (MMA 10-2) takich ciosów przyjął sporo.
A Wes Swofford (MMA 9-5) padł znokautowany.
Na plus w grze stójkowej Alveya należy zaliczyć też to, że nie zawsze idzie za wszelką cenę po skończenia. Zdarza mu się wyprowadzać ciosy bite ze stuprocentową mocą, jednak po naruszeniu rywala potrafi ocenić czy jest szansa na nokaut, czy lepiej odpuścić i poczekać na dogodniejsza okazję. Tego rodzaju roztropność jest sporym atutem. Bywały jednak i takie sytuacje, gdzie „Smilin” poszedł na całość i to popłaciło. Serią ciosów na głowę Jay’a Silvy sprawił, że jego rywal przez moment prawdopodobnie zapomniał jak się nazywa i gdzie się znajduje.
„Smilin” dosyć dobrze walczy z kontry, a wpadający na niego z ciosami, nieodsłonięty South po wielokrotnym posmakowaniu jego pięści został ostatecznie znokautowany.
W klinczu zawodnik ten potrafi być pasywny i mieć problemy ze złączeniem rąk w celu wykonania poprawnego obalenia. Lubi od czasu do czasu uderzyć kolanami, jednak nie czynią one zbyt wielkiego spustoszenia. Zawodnik ten ma relatywnie mocną defensywę zapaśniczą, jednak ten aspekt nie powinien grać większej roli w najbliższym boju ze względu na awersję jego rywala do wykonywania obaleń.
Alvey zdaje sobie sprawę ze swoich parterowych słabości. W starciu z Jasonem Southem unikał tej płaszczyzny przez większość czasu, nie dawał się wciągać do gardy, a nawet w sytuacji gdy naruszył rywala ciosami nie spędzał zbyt wiele czasu na dobijanie go przez g’n’p, tylko przywracał walkę do stójki. W tej konkretnej walce było to zachowanie jak najbardziej zrozumiałe biorąc pod wzgląd to, że South znany jest ze znakomitego BJJ.
WERDYKT
Obaj opisywani zawodnicy trenują w mocnych klubach – nadzór nad Anglikiem sprawuje znany i „lubiany” Greg Jackson, Alvey z kolei ma możliwość trenowania z mocnymi zapaśnikami z „Team Quest”. Amerykanin będzie mieć przewagę warunków fizycznych nad rywalem – jest o 3 centymetry wyższy i ma o 8 centymetrów większy zasięg ramion. Poza tym jest o 4 lata młodszy i sprawia wrażenie nieco „świeższego” zawodnika.
Tom Watson świetnie wpasowuje się w stereotypowy obraz angielskiego zawodnika MMA, który utarł się na przestrzeni ostatnich lat. Jest zawodnikiem z kreatywną, względnie ułożoną stójką, jednak z mocno przeciętną defensywą zapaśniczą. Właśnie niedostateczne szlify zapaśnicze bywały przyczyną jego ostatnich porażek. Co więcej, zawodnik ten zdaje się być już na równi pochyłej swojej kariery. Stacza się ze szczytu góry swoich umiejętności, które pokazywał odprawiając przed czasem Maurilo Ruę (MMA 20-13) i Jacka Marshmana (MMA 15-5), a u jej podnóża coraz mocniejszym światłem zaczyna błyszczeć napis „emerytura”. Jasne, regres formy nie jest tak gwałtowny jak chociażby u walczącego na tej samej gali Graya Maynarda (MMA 11-3), ale niestety widoczny i nie spodziewam się, by Tom wyszedł do najbliższego starcia w formie życia. Serce do walki pozostało jak najbardziej, a technik kickbokserskich tak szybko się nie zapomina, dlatego też bym nie skreślał go w walce z debiutującym w UFC Samem Alveyem.
Alvey to utalentowany, jednak posiadający w swojej grze kilka dziur zawodnik. Mimo blisko trzydziestu stoczonych walk, do tej pory wykazuje tendencje do zbyt nonszalanckiego trzymania gardy, przez co bywał karcony mocnymi ciosami, jednak podobnie jak Watson posiada ratującą go od porażek przez nokauty mocną szczękę i zdolność szybkiej regeneracji, co pokazał chociażby w boju ze Swoffordem, gdzie na początku dał się mocno trafić.
Ze względu na to, że Watson nie dał się poddać mocnemu Thalesowi Leitesowi (MMA 23-4), trudno mi sobie wyobrazić, że w najbliższym boju odklepie jakąś dźwignie czy duszenie w sytuacji innej jak po zamroczeniu ciosami.
Co ciekawe, Watson w każdej swojej walce w UFC był obalany po pięć razy. Czy w swojej, nomen omen, piątej potyczce w największej organizacji MMA świata po raz kolejny lądować będzie na plecach? Tutaj mam zagwozdkę, bo Alvey nie jest zawodnikiem torującym sobie drogę do zwycięstw dzięki dobrej pracy zapaśniczej. Walki z Silvą, Southem czy Soffordem trwały łącznie dość długo, a prób obaleń w nich ze strony Amerykanina było jak na lekarstwo. Czy w najbliższym boju będzie próbować regularnie sprowadzać do parteru, co teoretycznie zwiększyłoby jego szanse na zwycięstwo? Może i tak być, ale ostatnie pojedynki na to nie wskazują.
Mam nie lada orzech do zgryzienia, bo mimo gorszej ostatnio formy, Tom Watson ma narzędzia do tego, by wygrać najbliższy pojedynek ze względu na to, że jego rywal jest daleki od ideału i szczerze mówiąc, uważam, że w UFC zbyt wiele nie osiągnie. Bardzo minimalnie skłaniam się ku młodszemu i zdającemu się bić ciut mocniej Alveyowi, ale zupełnie mnie nie zdziwi sytuacja, gdy przegra swoją debiutancką walkę. Aktualny kurs na zwycięstwo „Smilina” wynosi 2.10, a na „Konga” 1.75, także jeśli już na kogoś stawiać to na tego pierwszego, ale odradzałbym inwestowania większych kwot w ten pojedynek.
___________________
Robbie Peralta - Thiago Tavares

Rozstrzygnięcie pojedynku Robbiego Peralty (MMA 18-4) z Thiagiem Tavaresem (MMA 18-5-1) może dać kolejny argument dla jednej ze stron w sporze o wyższości kickboxingu nad Brazylijskim Jiu-Jitsu, bowiem Amerykańsko – Brazylijskie starcie zapowiada się na klasyczny bój „strikera” z grapplerem.
Wspomniani zawodnicy w swoich zawodowych karierach wygrali po równo 18 walk. Robbie „Problems” Peralta 13 razy nokautował rywali, podczas gdy jego rywal 12 pojedynków kończył poddaniem.
STÓJKA
Zacznijmy od płaszczyzny, w której lepiej czuje się Amerykanin. Peralta znany jest z mocnego uderzenia – lubi wyprowadzać ciosy sierpowe, często w seriach po dwa-trzy. O tym jak niebezpieczny potrafi być w stójce przekonał się m.in. Jason Young (MMA 9-6).
Uderza czasem na korpus. Ponadto dysponuje świetnymi niskimi kopnięciami. Do jego atutów można zaliczyć też wysokie umiejętności walki z kontry. Stójka jego rywala jest przyzwoita. Co więcej, Tavares czasem sprawia wrażenie zawodnika bijącego z piekielną siłą, jednak jest to złudne, gdyż zawodnik ten nie jest obdarzony nokautującym uderzeniem i tylko dwukrotnie kończył rywali przed czasem po ciosach. Przewagę stójkową muszę dać Amerykaninowi z dwóch powodów:
- jest dużo bardziej skuteczny. Nie dość, że dysponuje cięższymi rękami, to znacznie częściej trafia rywali. Statystyki są nieubłagalne: w ciągu minuty walki średnio wyprowadza 4,35 znaczących ciosów, podczas gdy jego rywal w tym czasie niespełna dwa.
- Robbie dysponuje mocniejszą szczęką. Jest twardym zawodnikiem, który nie boi się przyjmować ciosów. Jeszcze nigdy nie zaznał goryczy porażki przez nokaut. Z kolei odporność szczęki jego rywala na uderzenia jest podejrzana. O ile utrata przytomności po ciosie Matta Wimana (MMA 15-7) to nie powód do wstydu, to nokaut z rąk drewnianego w stójce Shane’a Rollera (MMA 11-7) już tak, tym bardziej, że do momentu feralnego uderzenia Thiago wygrywał starcie na punkty. Z kolei podbródkowy, wymierzony przez Khabiba Nurmagomedova (MMA 22-0) okazał się być początkiem końca Brazylijczyka.
Nie twierdzę, że Peralta w stójce będzie mieć wyraźną przewagę, bo zdarzają mu się błędy, jednak w scenariuszu, gdzie walka rzadko będzie trafiać do parteru, występuje większe prawdopodobieństwo na to, że Brazylijczyk będzie wygrywać kolejne rundy w oczach sędziów punktowych, a jak trafi w przysłowiowy „punkt”, to znokautuje.
KONDYCJA
„Problems” ma przyzwoitą kondycję, co pokazał chociażby w ostatnim pojedynku z Ronym Mariano Bezerrą (MMA 14-5), który toczył się w wysokim tempie przez pełne piętnaście minut. Potrafił zachować też siły przez długi czas w boju z Estevanem Payanem (MMA 14-6), gdzie po przegraniu pierwszych dwóch rund, w trzeciej znalazł tyle siły by znokautować rywala. Jeśli mowa o wydolności jego najbliższego oponenta, to na usta po raz kolejny ciśnie się słowo „podejrzana”. W ostatnich pięciu latach tylko jedna z jego walk zakończyła się decyzją i Brazylijczyk pokazał w niej przeciętną kondycję. Im dalej „w las”, tym gorzej wyglądał na tle Sama Stouta (MMA 20-10), a w trzeciej rundzie był blisko porażki przez nokaut.
Zresztą, decyzja sędziowska w tym pojedynku była kontrowersyjna i nie tylko w mojej opinii zwycięzca z przegranym powinni zamienić się miejscami. Fakt, że Thiago będzie debiutować w niższej kategorii wagowej (schodzi z lekkiej do piórkowej) nie pozwala patrzeć zbyt optymistycznie na to, jak będzie radzić sobie kondycyjnie. Podejrzewam, że dość szybko się spompuje, tym bardziej, że należy do grona nabitych mięśniami zawodników, a takim często zaczyna szybciej brakować tlenu.
ZAPASY
Ciężko ocenić, który z dwójki analizowanych zawodników jest lepszym zapaśnikiem, jednak istnieje kilka faktów, które powodują, że trzecim słowem bardziej pasującym do rebusu „zapasy-atut-…” jest „Tavares” niż „Peralta”. Dlaczego?
Zacznijmy od ofensywy. Thiago, który najbardziej lubi obalać rywali za dwie nogi, średnio statystycznie sprowadza walkę na ziemię 3,37 razy w ciągu piętnastu minut, podczas gdy jego rywal zaledwie 0,73. Co ciekawe jednak, to Robbie jest skuteczniejszy, bowiem udają mu się średnio dwie na trzy próby obaleń, podczas gdy skuteczność sprowadzeń jego rywala to 39 %. Tavares w walce z podobnym stylistycznie do Peralty Samem Stoutem wykonał zaledwie 2 obalenia na 11 prób.
Robbie jest przyzwoity defensywnie. Średnio wybrania 73% obaleń. Dał się powalić na plecy Ronemu „Jasonowi” dwukrotnie przy sześciu próbach i identycznie wyglądały statystyki zapaśnicze w walce z Akirą Corassanim (MMA 12-4). Okazał się jednak lepszym zapaśnikiem od Estevana Payana.
Przekładając to wszystko na najbliższe starcie… Pewnym jest, że Tavares będzie chciał sprowadzić walkę do parteru, bo po pierwsze - robił tak praktycznie w każdym pojedynku, po drugie - będzie starał się unikać stójkowych wymian z rywalem, zdając sobie sprawę z ciężkości jego rąk. Jest duża szansa, że w początkowej fazie walki dopnie celu m.in. dzięki przewadze siłowej. W kolejnych rundach może mu to przychodzić ciężej, tak jak w boju z Samem Stoutem, a lepszy kondycyjnie i szybkościowo Peralta skutecznie będzie sprawlować. Tavares może też próbować wciągnąć rywala do gardy, tak jak to robił na początku pojedynku z Justinem Salasem (MMA 12-6), ale wątpię, że Amerykanin skorzysta z „zaproszenia”.
PARTER
Na ziemi dużo lepszym zawodnikiem jest Thiago Tavares i to nie ulega wątpliwości. Przykładem może być chociażby jego ostatni pojedynek z wspomnianym wyżej Salasem, gdzie po obaleniu potrzebował tylko minuty by zajść za plecy rywala i odklepać go duszeniem. Co ważne, Brazylijczyk w parterze nie skupia się tylko i wyłącznie na szukaniu możliwości poddania, jak to robi duża część jego rodaków, tylko potrafi też wyprowadzać sporo ciosów. Jest aktywny na ziemi i potrafi używać całkiem niezłego ground’and’pound. Bój ze Spencerem Fisherem (MMA 24-9) zakończył przed czasem po serii ciosów w dosiadzie.
Jeśli jego rywal zdecyduje się na grapplerski pojedynek z nim to może być w nie lada tarapatach. Nie spodziewam się jednak, że „Problems” w tym pojedynku będzie szukać szczęścia na ziemi. Jeśli walka ma tam trafić, to po obaleniu rywala. Robbie wbrew pozorom, charakteryzuje się dość dobrym współczynnikiem obron przed poddaniami. Potrafi ponadto dość zgrabnie i szybko przywracać walkę do stójki. Warto zwrócić jednak uwagę na fakt, że nie mierzył się już długo z tak dobrym grapplerem jak Tavares. Co prawda sporym testem miał być dla niego Rony Mariano Bezerra, ale Tavares sprawia jednak wrażenie zawodnika z ciut skuteczniejszym BJJ i co ważne, częściej szukającym sprowadzeń.
WERDYKT
Czarno na białym widać, kto i gdzie jest lepszy. Peralta będzie szukać szczęścia w stójce, Tavares w parterze. Która płaszczyzna w tym odwiecznym boju tym razem okaże się lepsza? Trudno powiedzieć. Tak samo dużą szansę, jaką Brazylijczyk ma na poddanie rywala, ten ma szansę na nokaut. Jeśli walka dotrwa do decyzji, to występuje większe prawdopodobieństwo wiktorii Robbiego Peralty ze względu na przewagę kondycyjną, ale z drugiej strony Thiago może zrobić „robotę” w ciągu dwóch rund dzięki obaleniom, przesuwając szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Spodziewam się wyrównanego pojedynku na kształt Antonio Braga Neto vs Clint Hester, gdzie detale mogą zaważyć o końcowym wyniku, a w powietrzu czuć zapach niejednogłośnej decyzji sędziowskiej.
____________________
Gray Maynard - Ross Pearson

Bukmacherzy faworyta widzą w Brazylijczyku przy jego nazwisku umieszczając kurs 1.59, za underdoga z kolei „płacąc” 2.39. Panu o ciekawie brzmiącym pseudonimie „Problems” daję około 55% szans na zwycięstwo, dlatego chętnie skorzystam z większego i atrakcyjniejszego kursu.
Ciekawą opcją pod kątem bukmacherskim jest starcie Rossa Pearsona (MMA 15-7, 1NC) z Grayem Maynardem (MMA 11–3–1, 1NC). Ross do UFC dostał się wygrywając 9. sezon reality show The Ultimate Fighter. Wsławił się w organizacji jako dobry stójkowicz i pomimo bilansu w kratkę, miał w karierze nie pewne sukcesy warte odnotowania.
Atuty Rossa:Presja. Pearson jest zawodnikiem walczącym w dwojaki sposób. Czasem prezentuje się statycznie czekając na ruch przeciwnika, a czasem wywiera presję. To właśnie w wywieraniu presji Ross jest bardzo dobry. Potrafił naciskać nawet na takich zawodników jak Edson Barboza (MMA 14-2). A kontrolowanie środka oktagonu oraz zmuszenie do cofania się tak agresywnego i znanego z bardzo mocnej stójki Edsona, to nie lada wyczyn.
Ciosy. Anglik jest 'power puncherem', znaczy to tyle, że ma mocne ciosy w które wkłada sporo energii. Stosuje pojedyncze uderzenia lub całą serię mocnych sierpów. Pearson często używa też sztywnych lewych prostych, którymi stopuje akcje przeciwnika. Od czasu do czasu używa podbródkowych, które są równie skuteczne. Jednak najbardziej efektywne są krótkie sierpy oraz prawe proste w które Ross wkłada pełną moc.
Kondycja/dystans. Wydolność u Rossa jest na więcej niż przyzwoitym poziomie. Zarówno w pierwszych jak i w trzecich rundach potrafi wykrzestać z siebie pokłady energii zdolne do znokautowania przeciwnika. Jest to spory atut. Równomiernie rozkłada siły na wszystkie rundy. Do tego dochodzi też świetne czucie dystansu. Pearson dobrze pracuje na nogach. Co prawda nie jest na nich 'lekki' i nie porusza się tak dobrze po oktagonie jak inni, ale potrafi zadać cios, będąc sekundę później poza zasięgiem ciosów rywali. Analogicznie łatwo skraca dystans po czym znowu wraca poza zasięg. W ten sposób mało kiedy daje się porządnie trafić w akcjach typowo bokserskich.
Z pomniejszych atutów na pewno trzeba wypunktować szybkość z jaką wyrzuca z siebie ciosy, wytrzymałość oraz w miarę dobrą obronę przeciw obaleniom.
Wady Rossa: Anglik jest ułożony stójkowo, jednak grappling w jego wykonaniu nie błyszczy. Sam bardzo rzadko obala, woli bić się na nogach. Pomimo dobrej obrony przed obaleniami, na matę powalali go George Sotiropoulos (MMA 14-6) czy Ryan Couture (MMA 8-3). Choć w 15 walkach: 5 razy wygrywał przez nokauty, 5 przez poddania oraz 5 przez decyzje, to gdy znajdzie się z przeciwnikiem w parterze, woli stosować ground'and'pound. Dodatkowo gdy akcje bokserskie przechodzą w brawl to zaczyna się gubić. Zdecydowanie preferuje techniczną stójkę w której każdy cios jest wykalkulowany.
Ross Pearson na początku miał walczyć z Ablem Trujillo (MMA 12-5, 1NC), jednak z powodu kontuzji, na miejsce Abla wskoczył Gray Maynard. Panuje powszechna opinia, że Gray jest już na 'równi pochyłej' swojej kariery i będzie już tylko gorzej. To prawda, że najlepiej mu się nie wiodło ostatnimi czasy, lecz trzeba uczciwie powiedzieć, że w 2011 roku dwukrotnie prawie zdobył pas kategorii lekkiej. Tylko niesamowita determinacja i serce Frankiego Edgara (MMA 17-4-1) sprawiły, że Gray nie został nowym mistrzem lekkiej. Maynard dopiero po drugiej walce z Edgarem faktycznie zaliczył gorsze występy, jednak wcześniej zdołał odnieść potężnej rangi zwycięstwa z takimi nazwiskami jak: Dennis Siver (MMA 21-9, 1NC), Frankie Edgar (pierwsza walka), Rich Clementi (MMA 45–23–1), Jim Miller (MMA 24-5, 1NC), Roger Huerta (MMA 21–7–1, 1NC), Nate Diaz (MMA 17-9) czy Kenny Florian (MMA 14–6). W latach 2008-2010 byli to naprawdę mocni przeciwnicy.
Gray to przede wszystkim zapaśnik. Walczył w I Dywizji NCAA dla uniwersytetu stanu Michigan. Trzykrotnie zdobył tytuł All-American. Jest to więc zapaśnik, który – co ostatnio staje się schematem – odkrył, że ma 'kowadło w łapie'. Potężnymi ciosami zdołał dwukrotnie prawie znokautować Frankiego Edgara. Problemem może być tutaj to, że Ross Pearson jak już wiemy doskonale czuje dystans oraz sam jest świetnym kickbokserem. A zważywszy na to, że Gray w dwóch ostatnich walkach sromotnie przegrał ze stójkowiczami, to nie wróży najlepiej dla underdoga. Na dodatek „The Bully” często po prostu idzie do przodu z mocnymi ciosami odsłaniając się przy tym, co może być doskonałą okazją do kontr. Faktem jest też to, że ze szczęką Maynarda jest ostatnio coś nie tak.
Ciężko tu nie wskazywać Rossa jako faworyta. Dwie porażki Graya przez nokaut, techniczna mocna stójka Pearsona, deterioracja szczęki zapaśnika i fakt, że Anglik broni obaleń, i ciężko go znokautować. Styl boksu Maynarda jest bardzo otwarty. Za bardzo na kogoś takiego jak Ross. Oczywiście kowadło może spaść na szczękę Pearsona i go znokautować, ale bardziej prawdopodobne jest to, że nastąpi kontra ze strony kickboksera podczas któregoś z natarcia Graya i to ten ostatni będzie leżeć. Najlepiej by było gdyby Gray Maynard przypomniał sobie zapasy. Tak jak to uczynił w walce z Natem Diazem. Już w pierwszej minucie go obalił. Rozum w tej konfrontacji podpowiada, że Ross Pearson ma wszystkie argumenty by wygrać to starcie. Naprawdę wszystkie. Jednak nos podpowiada mi, że Gray może sprawić niespodziankę. Teoretycznie Nate Marquardt (MMA 33-13-2) był w takiej samej sytuacji co Gray. Również przegrał dwie ostatnie walki przez ciężkie nokauty i również stawał w kolejnym boju przeciwko na papierze o wiele lepszemu kickbokserowi Jamesowi Te-Hunie (MMA 16-8). I również dla Nate'a była to ponoć 'równia pochyła' i schyłek kariery. Dlatego w przeciwieństwie do pozostałych analiz kursów w których stawiałem na faworytów, tutaj postawię na underdoga.
Analiza kursów BetSafe - UFC Fight Night 47 + Typer 4 x 150 zł!