W najbliższą niedzielę wczesnym rankiem, około godziny 4:00, gdy większość rodaków będzie smacznie spać, kilkunastotysięczna grupa zapaleńców, tzw. „hardkorowych fanów” MMA, wpatrzona będzie w monitory komputerów, z wypiekami na policzkach obserwując poczynania Piotra Hallmana (MMA 15-2) w oktagonie UFC. „Płetwal” bramy klatki największej organizacji MMA świata przekraczać będzie już po raz czwarty, a w szranki z nim stanie jeden z największych weteranów tego sportu, walczący zawodowo od ponad piętnastu lat, piekielnie silny Brazylijczyk, Gleison Tibau (MMA 29-10). Obaj zawodnicy wracają po zwycięstwach nad doświadczonymi rywalami, obaj marzą też o zdobyciu pasa mistrzowskiego. Kolejna wiktoria na koncie bez wątpienia skróci drogę do walk o najwyższe cele. Czy skromny Polak ma jakieś szanse na zwycięstwo w najbliższym pojedynku, porównywanym przez niektórych do legendarnego boju Dawida z Goliatem? Przyszłość pokaże. Tym czasem przyjrzyjmy się faworytowi tego starcia.
Imię: Janigleison Herculano
Nazwisko: Alves
Pseudonim/drugie nazwisko: Gleison Tibau
Data urodzenia: 1983/07/10 (31 lat)
Miejsce urodzenia: Rio Grande do Norte, Brazylia
Miejsce zamieszkania: Coconut Creek, Floryda
Wzrost: 178 cm
Waga: 70 kg
Bilans MMA: 29-10
Klub: American Top Team
Brazylijczyk jest jednym z najdłużej walczących dla UFC zawodników. W organizacji braci Fertitta i Dany White’a debiutował w 2006 roku na UFC 65. Przegrał wtedy z Nickiem Diazem (MMA 26-9) przez techniczny nokaut. Po tej porażce postanowił zejść do niższej kategorii wagowej. Półśrednią zamienił na lekką i po dziś dzień bije się w limicie wagowym siedemdziesięciu kilogramów. Pół roku po porażce ze starszym z braci Diaz powrócił na zwycięski szlak pokonując jednogłośną decyzją Jasona Denta (MMA 22-13). UFC w tamtym czasie nie podpisywało z wszystkimi zawodnikami tak rygorystycznych kontraktów jak teraz, toteż Tibau po pokonaniu Denta mógł zawalczyć w swojej ojczyźnie na gali Nordeste Combat Championship, gdzie w niespełna minutę pokonał Antonia Morena (MMA 2-1) przez techniczny nokaut. To był jego jedyny oficjalny i legalny „skok w bok”, bowiem od tego czasu nigdy więcej poza UFC się nie ruszył. W tej organizacji stoczył łącznie 22 pojedynki – z 14 wyszedł zwycięsko, w ośmiu doznał goryczy porażki. W pokonanym polu zostawiał takich zawodników jak Jeremy Stephens (MMA 23-10), Francisco Trinaldo (MMA 14-4) czy Rafael Dos Anjos (MMA 22-7). Brazylijczyk nie jest oczywiście zaporą, której nie da się sforsować. Jeśli przegrywał jednak, to najczęściej z zawodnikami z „czuba” dywizji, także „Płetwala” czeka bardzo ciężkie zadanie, tym bardziej, że kategoria lekka należy do najmocniej obsadzonych.
(Fot. Esther Inn, MMAfighting.com)
W ostatnich latach Gleison przeplatał zwycięstwa z porażkami. W 2011 roku zwyciężył we wszystkich swoich trzech pojedynkach, a pokonanie wspomnianego wcześniej dos Anjosa dawało fanom Brazylijczyka nadzieje na to, że ten w końcu „doczłapie” się do upragnionej walki o pas. Niestety lipiec 2012 roku okazał się dla Gleisona pechowy. Perspektywiczny Dagestańczyk Khabib Nurmagomedow (MMA 22-0) nie pozwolił na to, by Brazylijczyk dopisał do swojego bilansu walk czwarte zwycięstwo z rzędu. Nie tyle nawet on w tym przeszkodził, co sędziowie niesłusznie ocenili walkę. Większość cepów wyprowadzonych przez Khabiba pruła powietrze, a próby obaleń kończyły się fiaskiem. Gleison był skuteczniejszym zawodnikiem na przestrzeni piętnastu minut. Mocno kontrowersyjna punktacja odbiła się szerokim echem w środowisku MMA.
Gleison w kolejnej walce nie zostawił sędziom pola do kontrowersji. W pierwszej i trzeciej rundzie pojedynku z Franciskiem Trinaldem (MMA 14-4) był wyraźnie lepszy obalając i kontrolując z góry rywala. W tarapatach był tylko w drugiej odsłonie, gdy przyjął potężny lewy overhand, po którym oponent szybko wpiął się za plecy by tam szukać możliwości poddania.
Po tej walce przyszła porażka z Evanem Dunhamem (MMA 14-6) po niejednogłośnej decyzji, która jednak poszła we właściwym kierunku. Evan był aktywniejszym zawodnikiem i wyprowadził więcej znaczących ciosów. Dwukrotne skuteczne obalenie w wykonaniu Gleisona nie wystarczyło by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Po tej porażce Joe Silva dał Brazylijczykowi walkę na tzw. „odbudowanie”, co ten ostatni skutecznie wykorzystał. Gleison, który od początku dyktował warunki w walce, w drugiej rundzie naruszył rywala ciosami w stójce i wykorzystując nadarzającą się okazję i gilotyną zadusił Johna Cholisha (MMA 8-3).
Kolejnym przeciwnikiem Brazylijczyka był Jamie Varner (MMA 21-10). Po wyrównanym boju dwóch sędziów punktowych uznało, że tego dnia lepszy był Tibau.
Michael Johnson (MMA 15-8), startujący z pozycji underdoga, był autorem niemałej niespodzianki na gali UFC 168. Co prawda tej nocy mówiło się przede wszystkim o potwornym złamaniu nogi Andersona Silvy (MMA 33-6), do którego doszło w rewanżowym boju z Chrisem Weidmanem (MMA 12-0), jednak fakt, że Gleison Tibau po raz pierwszy od siedmiu lat przegrał przez nokaut jest na pewno wart odnotowania. Po wyrównanej pierwszej rundzie, w drugiej Brazylijczyk zaliczył nokdaun po tym jak nadział się na kontrujący lewy. Sędzia ringowy, widząc brak oznak inteligentnej obrony przed kolejnymi ciosami w parterze, przerwał walkę.
W ostatnim swoim pojedynku, stoczonym w lipcu tego roku, Gleison nadspodziewanie dobrze poradził sobie w boju z Patem Healym (MMA 29-20), przyczyniając się do zwolnienia tego drugiego z UFC. Był lepszy stójkowo i zapaśniczo na przestrzeni dwóch rund, przegrywając trzecią głównie za przyczyną słabej kondycji.
JAK WALCZY TIBAU?
Gleison jest typowym przykładem „grindera” – w większości pojedynków skutecznie wprowadzał w czyn taktykę potocznie zwaną „obal i miel w parterze”, a pomagała mu w tym ogromna jak na kategorię lekką siła fizyczna. Jest strasznie niewygodnym stylistycznie zawodnikiem nie tylko dla stójkowiczów, którzy w obawie przed sprowadzeniem na ziemię często muszą ograniczać swój arsenał technik kopanych, ale też dla zawodników lubujących się w obaleniach, bowiem charakteryzują go znakomite defensywne zapasy. Często kombinacje ciosów są u niego podłożem pod próby obaleń, ale zdarza mu się wymieniać uprzejmościami w stójce przez dłuższy czas nie zaprzęgając zapasów do boju. Praca z góry w parterze jest tym co preferuje najbardziej. Nie dysponuje jednak dewastującym ground’and’pound. Dość powiedzieć, że siła jego ciosu nie idzie w parze z powierzchownością „killera”, gdyż skończeń walk przed czasem po ciosach w jego bilansie jest tyle co kot napłakał – konkretnie trzy i to z rywalami o wątpliwej klasie zawodniczej. Z jednej strony mocne ciosy sierpowe i kopnięcia wyglądają groźnie, z drugiej nijak nie przekłada się to na nokauty. Czego można się obawiać w parterze ze strony Brazylijczyka? Głównie prób zajścia za plecy, jednak to kontrola z góry jest jego najmocniejszą bronią na ziemi, a jak wiemy, przychylnie ocenianą przez sędziów punktowych.
Stójka
Walczący z odwrotnej pozycji Gleison jest przeciętnym uderzaczem. Na uwagę zasługuje mocny lewy overhand i solidne kopnięcia. Co prawda w ostatnich latach podszlifował umiejętności kickbokserskie, co widać było wyraźnie w ostatnim boju z Patem Healym, jednak nie używa zbyt bogatego wachlarza kombinacji. Nie nastawia się na punktowanie w stójce, rzadko stosuje ciosy proste; bardziej opiera się na zamachowych bitych z bardzo złymi intencjami. Zdarzało mu się wpadać w brawl, jak w boju z Evanem Dunhamem.
Jego defensywa nie należy do najlepszych, ale szczęka często zdawała test w potyczkach z mocno bijącymi rywalami. Skończyć go przed czasem jest trudno, także dlatego, że potrafi szybko się regenerować. Francisco Trinaldo po nokdaunie nie potrafił postawić „kropki nad i”.
Parter
Gleison jest dobrym grapplerem, jednak nie pozbawionym wad. Utrzymanie pozycji z góry często stwarzało mu problemy. Przy próbach przechodzenia gardy, a także wpięcia się do duszeń (zwłaszcza za plecy i gilotyn) jego rywalom udawało się przywracać walkę do stójki. Nie bije przesadnie mocnym g’n’p. Ma wysoki współczynnik obron przed poddaniami -wychodził z duszeń, które wyglądały na mocno dopięte. Gleisona wycierającego plecami matę widzi się równie rzadko jak trzeźwego nastolatka na wiejskiej dyskotece.
Zapasy
Przy próbach obaleń Brazylijczykowi skutecznie sprzyjają siła fizyczna i dobry „timing”. Najczęściej obala po skróceniu dystansu i wejściu z impetem w nogi. Na „gifie” poniżej widzimy skuteczne „double leg” z walki z Johnem Cholishem.
Zapasy to bez wątpienia najmocniejsza strona Brazylijczyka, co potwierdzają znakomite statystyki. Gleison na pełne piętnaście minut pojedynku obala średnio 4,35 razy przy skuteczności 56%. Imponujące dane? Na pewno, ale to jeszcze nie wszystko. Jeśli mówimy o świetnej ofensywie to ciężko znaleźć określenie na umiejętności defensywne. Gleison skutecznie wybrania średnio… 92% prób sprowadzeń! Statystyki pokazują, że aby raz przewrócić Brazylijczyka na plecy, trzeba wykonać aż dziesięć prób. Gdyby nie to, że Tibau natykał się w swojej karierze na świetnych zapaśników, to traktowałbym te liczby z przymrużeniem oka, jednak fakt, że na plecy nie powalił go ani razu Khabib Nurmagomedov, który szczęścia próbował aż 13 razy, nie pozwala patrzeć na defensywę Brazylijczyka inaczej niż z podziwem. Gleison broniąc obaleń stoi twardo na macie niczym kilkudziesięcioletnie drzewo z mocno zapuszczonymi w głąb ziemi korzeniami.
Kondycja
Jak na zawodnika zbijającego ponadprzeciętną ilość kilogramów przed oficjalnym ważeniem, kondycyjnie prezentuje się całkiem przyzwoicie. Oczywiście muskulatura jaką posiada wymaga odpowiedniej ilości tlenu, przez co po pewnym czasie po prostu musi się spompować, jednak prądu na pojedynek toczony w dość szybkim tempie starcza mu na około półtorej/dwie rundy. Pod koniec drugich oddycha ciężej, jednak nie jest na tyle osłabiony by ich nie wygrywać. W trzecich wyraźnie zwalnia dając rywalom pole do popisu. Ręce opadają mu wtedy znacząco w kierunku bioder i skuteczność w ofensywie maleje. W ostatnich bojach zakończonych decyzją, trzecią odsłonę wyraźnie wygrał tylko z „Massarandubą”, który tytanem kondycji na pewno nie jest.
JAK POKONAĆ GLEISONA?
Aktywne punktowanie ciosami prostymi w stójce jest zawsze dobrym rozwiązaniem w walkach z zawodnikami lubiącymi skracać dystans i iść po obalenie. Sporadyczne okopywanie nóg, a także ciosy na korpus wydają się być niezłym pomysłem, jednak czujność jest mocno wskazana, bo Gleison obalał już rywali po przechwytywaniu ich nóg. Tibau jest mańkutem, z czym Polak powinien sobie radzić, gdyż posiada doświadczenie w walkach z zawodnikami walczącymi z odwrotnej pozycji (Trinaldo, Edwards). Gleison często zagraża duszeniem przednim i trzeba na to uważać przy próbach obaleń. Na pewno warto przygotować się na walkę z pleców, bo jest duża szansa na to, że Brazylijczyk, będąc jeszcze w pełni sił, będzie skutecznie obalać. Wymęczenie rywala w początkowej fazie walki, unikanie cofania się wprost na siatkę oktagonu, dyktowanie tempa i wykorzystanie przewagi kondycyjnej w późniejszych rundach powinno złożyć się na końcowy sukces. Pokonanie Gleisona nie jest rzeczą niemożliwą do wykonania, jednak, nie ma co się oszukiwać, na Hallmanna czeka bardzo trudne zadanie.
(Fot. Eduardo Ferreira, Tatame.com)
KRÓTKI WYWIAD PRZETŁUMACZONY ZE STRONY UFC.COM:
Jakimi osiągnięciami możesz się pochwalić?
Byłem mistrzem stanu Rio Grande do Norte w zapasach i Brazylijskim Jiu-Jitsu. Wygrywałem na kilku dużych imprezach MMA w Brazylii. Posiadam czarny pas BJJ.
Twoi bohaterowie?
Mój ojciec, który zawsze mnie wspierał.
Jaka jest Twoja ulubiona technika parterowa?
Duszenie zza pleców.
Czym dla Ciebie jest walka w UFC?
Spełnieniem marzeń.
Czy studiowałeś? Jeśli tak, to co i gdzie ukończyłeś?
Studiuję w „American Top Team”, gdzie uczę się wszystkiego, co mogę (śmiech). A tak poważnie, to nie studiowałem. Ukończyłem liceum w Brazylii.
Gdzie pracowałeś zanim zacząłeś walczyć?
Zacząłem trenować mając 13 lat, a walczyć w wieku 15 lat. To jest jedyna praca jaką znam.
W imadle: Gleison Tibau – rywal Hallmanna na UFC Fight Night 51