(Fot. Dave Mandel/Sherdog.com)
Wanderlei Silva (MMA 35-12-1-1) stanie przed obliczem członków Komisji Sportowej Stanu Nevada pod koniec tego miesiąca. Jego prawnik, Ross Goodman, uważa, że Brazylijczyka nie dosięgną żadne reperkusje z jej strony.
W gestii przypomnienia – Silva naraził się komisji uciekając jej przedstawicielom chcącym pobrać próbki moczu oraz krwi do niezapowiedzianego testu antydopingowego. Wyczyn ten kosztował go miejsce w rozpisce gali UFC 175, na której miał zmierzyć się z Chael’em Sonnen’em (MMA 29-14-1). Wanderlei miał stanąć przed komisją już kilka tygodni wcześniej, ale ograniczył się tylko do przesłania wniosku o zaniechanie wobec niego wszelkich akcji dyscyplinarnych.
W poniedziałkowej edycji programu The MMA Hour Goodman oznajmił, że komisja nie posiada prawnej zdolności do wyciągnięcia konsekwencji wobec jego klienta, gdyż statut NSAC wyraźnie stanowi, że ukarani mogą być wyłącznie zawodnicy posiadający ważną licencje. Na tym założeniu będzie opierała się linia obrony Silvy.
Jesteśmy dobrze przygotowani na te przesłuchanie, oraz publiczną obronę naszych argumentów. Mam nadzieję, z całym szacunkiem, że przemówimy członkom komisji do rozsądku. Sprawa nie mogłaby być bardziej przejrzysta. Wszyscy zapewne byliby zgodni przyznać mi rację, że żeby zostać ukaranym przez komisję, wpierw musisz jej podlegać jako licencjonowany zawodnik. To przecież oczywiste. Głównym zarzutem jest naruszenie zasad zabraniających stosowania niedozwolonych substancji, a jego zapis umieszczony w statucie mówi jasno, że Wandelrei wpierw musiałby posiadać ważną licencję, by mogli w ogóle wszcząć postępowanie dyscyplinarne.
NSAC może jednak użyć kontrargumentacji, że przyznanie Wanderleiowi licencji było tylko formalnością, gdyż UFC już zdążyło zapowiedzieć i rozreklamować jego walkę z Sonnenem na 5 lipca w Las Vegas. Goodman jednak obala tą argumentację:
Sedno leży właśnie w fakcie braku licencji. Statut jest adresowany do osób objętych licencją. To przecież zrozumiałe. Komisja powołuje się na jednym przepisie, w którym mowa jest o „osobie.” Jeżeli komisja chciałaby dosłownie pojmować ten zapis, to dali by sobie prerogatywy do karania kogokolwiek, kogo można uznać za osobę. To jest jakiś absurd. To nie ma sensu. Wszystkie przepisy zawarte w statucie dotyczą posiadaczy ważnej licencji. Nigdzie nie jest napisane, że mogą ukarać kogo im się żywnie podoba tylko dlatego, że jest osobą.
W przeciwieństwie do Chaelu, oraz kilku innych osób, Silva nie podpisał kontraktu na walkę, zatem nie był wtedy zawodnikiem z ważną licencją. Nie można wymagać próbek od kogoś tylko dlatego, że istnieje prawdopodobieństwo że zawalczą na danej gali.
Prawnik Silvy przyznaje jednak, że ucieczka przed przedstawicielami komisji oraz przyznanie się do stosowania niedozwolonych substancji oraz środków moczopędnych nie stawia go w dobrym świetle, lecz nie może być przeszkodą w uzyskaniu licencji przez jego klienta w innym stanie.
Nie stawia go w dobrym świetle, ale należy pamiętać, że stosował te środki nie będąc aktywnym zawodnikiem, nie posiadającym ważnej licencji, chcąc zniwelować skutki odniesionych urazów. Jeżeli spojrzymy na listę substancji zakazanych przez organizację WADA (World Anti-Doping Agency) to znajdziemy tam podział na zakazanych w trakcie bycia aktywnym sportowcem, oraz w okresie braku uczestnictwa w zawodach. Nawet WADA wymaga posiadania licencji, lub bycia członkiem organizacji. Więc ta zasada działa również w omawianym przypadku. Komisja powinna wpierw przyznać Wanderleiowi licencję, by w ogóle mieć możliwość poddania go testom.
Sądzę, że cała sytuacja wynikła z powodu zaskoczenia mego klienta obecnością przedstawicieli komisji, gdyż jak wiadomo nie przeprowadza ona testów na osobach nie podlegających jej przez fakt posiadania licencji. Takie badania są przeprowadzanie wyłącznie na posiadaczach ważnej licencji. Każdy może wejść na na ich stronę internetową i zapoznać się z ich wymogami formalnymi względem testów antydopingowych.
Na ów stronie wyraźnie zaznaczono, że przepisy obowiązują licencjonowanych zawodników. Nie tych bez licencji. Wiec jeżeli ktoś posiada licencje, to owszem – można go poddać niezapowiedzianemu testowi o dowolnie wybranej porze. Ale nie można pokazać się niespodziewanie i domagać się od kogoś próbek nie mając do tego żadnego prawa, co jest sednem całej sprawy… Wanderlei był zaskoczony, gdyż przedstawiciele komisji pojawili się u niego mimo faktu, że nie podpisał porozumienia z UFC na udział w walce, więc w tamtej chwili nie posiadał ważnej licencji.
Zamiast więc prób oskarżenia Wanderleia, powinniśmy raczej skupić się na postępowaniu komisji, będącego niczym więcej jak naruszeniem prawa. Mówię tu o decyzji o podjęciu postępowania dyscyplinarnego wobec kogoś, kto przez brak licencji nie podlega jej jurysdykcji. Powinni raczej potraktować to jako nauczkę na przyszłość i opracować nowe przepisy zapobiegające tego typu sytuacjom.
Jeżeli komisja nie podzieli punktu widzenia Goodmana I na zbliżającym się przesłuchaniu nie oddali wszystkich zarzutów wobec jego klienta, będzie to dla niego powodem do wniesienia sprawy przeciwko NSAC do rozpatrzenia przez niezależnego sędziego.
To byłaby wielka szkoda, jeżeli musiałoby do tego dojść. To bardzo prosta sprawa, powinni po prostu przyznać się do błędu i zaprzestać jakichkolwiek działań dyscyplinarnych, gdyż nie mają ku temu podstaw prawnych.
W przeciwnym przypadku prawnik spodziewa się rozwiązania sporu w ciągu najbliższych dwóch, trzech miesięcy na sali sądowej, ale nie wątpi że Silva i tak mógłby walczyć w innych stanach.
Nigdy nie odmówiono mu prawa przyznania licencji. Więc jeżeli wyraziłby wolę walki pod jurysdykcją innej komisji i wnioskowałby o przyznanie licencji, to wątpliwym jest by jej nie przyznali. Zapewne doszłoby do przeprowadzenia testów antydopingowych, a jedynie ich negatywny wynik byłby przeciwwskazaniem dla komisji do przyznania mu licencji.
Prawnik Silvy kwestionuje zgodność działań NSAC z własnym statutem