W sobotę rano około godziny 4:00 jeden z najbardziej utalentowanych polskich zawodników Marcin Held (MMA 19-3, #2. w rankingu PL), kolejny raz dostarczy swoim fanom emocji. W finale turnieju Bellatora stanie w szranki z Patrickym Freire (MMA 13-5), walcząc nie tylko o czek na kilkadziesiąt tysięcy dolarów, ale także o realną perspektywę walki o pas wagi lekkiej. Zakochany w wymianach stójkowych „Pitbull” będzie jednym z najcięższych testów dla Tyszanina w jego dotychczasowej karierze. W najnowszym odcinku cyklu W imadle przyjrzymy się bliżej Brazylijczykowi, którego młodszy brat jest aktualnym mistrzem wagi piórkowej organizacji Bellator.
Imię: Patricky
Nazwisko: Freire
Pseudonim: „Pitbull”
Data urodzenia: 1986/01/06 (28 lat)
Miejsce urodzenia: Mossoro, Rio Grande do Norte, Brazylia
Miejsce zamieszkania: Natal, Rio Grande do Norte, Brazylia
Wzrost: 170 cm
Waga: 70 kg
Bilans MMA: 13-5
Klub: Team Nogueira/Pitbull Brothers MMA
Freire zawodową karierę w MMA rozpoczął we wrześniu 2005 roku, w wieku 19 lat. Debiutował w swoim rodzinnym stanie w Brazylii na gali Fight Ship Looking Boy 1, a jego rywalem był Arquimedes Vieira (MMA 2-2). Rozprawił się z nim za pomocą stompów w pierwszej rundzie. Dwa miesiące później na kolejnej (i zarazem ostatniej) gali FSL znokautował Gleidsona Alvesa Martinsa (MMA 3-5) w ostatniej odsłonie pojedynku.
Trzecią zawodową walkę „Pitbull” stoczył dopiero rok później na gali Cage Fight Nordeste kolejny raz zwyciężając za pomocą stompów. Jego rywalem był Joao Paulo Rodrigues De Souza (MMA 35-17). Nazwisko tego pana zapewne niewiele wam mówi, ale właśnie ten zawodnik był ojcem debiutanckiej porażki… Renana Barao (MMA 32-2) – byłego mistrza UFC w wadze koguciej.
Ponad pół roku później Freire jednogłośną decyzją sędziów pokonał Maykona Costę (MMA 4-7) . Wrzesień 2007 roku nie był szczęśliwy dla „Pitbulla”. Właśnie w tym czasie na gali Rino’s FC po raz pierwszy zaznał goryczy porażki. Przegrał przez techniczną decyzję w trzeciej rundzie z Willamym Freirem (MMA 26-6).
Kolejną walkę Patricky stoczył aż trzy lata później. Powrót okazał się udany, bowiem udało mu się zadusić gilotyną Ermessona Silveirę Queiroza (MMA 16-15), który w tamtym czasie był kimś więcej niż dostarczycielem zwycięstw kolejnym rywalom. Freire kuł żelazo póki gorące i do kolejnej walki wyszedł już miesiąc później. Na gali Platinum Fight Brazil 3 rozprawił się ciosami poprzedzonymi celnym uderzeniem latającym kolanem z Marlonem Medeirosem (MMA 7-9).
W lipcu 2010 roku jednogłośną decyzją pokonał Yurego Machado (MMA 1-2). Po tym zwycięstwie odezwała się do niego organizacja Bellator z propozycją udziału w turnieju w wadze lekkiej.
Podpisanie kontraktu z Bellatorem było dla Brazylijczyka skokiem na głęboką wodę, bowiem nie dość że pierwszy raz w swojej karierze w MMA zmuszony był walczyć poza ojczyzną, to przyszło mu się mierzyć w debiucie w nowej organizacji z klasowym zawodnikiem. W ćwierćfinałowej walce turnieju stanął naprzeciwko nie byle kogo – byłego mistrza wagi lekkiej WEC, Roba McCullougha (MMA 19-8). Sprostał ciężkiemu zadaniu wygrywając przez TKO w trzeciej rundzie pojedynku.
Trzy tygodnie później, w półfinałowej walce spotkał się z doświadczonym Tobym Imadą (MMA 30-18). Pokonał go w podobny sposób jak rok wcześniej Marlona Medeirosa. Naruszył oponenta trafionym idealnie w tempo latającym kolanem i następnie zamroczonego dobił kilkoma ciosami, zmuszając sędziego ringowego do przerwania pojedynku.
Doskonała passa Brazylijczyka została przerwana w finale turnieju Bellatora. Michael Chandler (MMA 12-2), który nota bene w ćwierćfinale tego samego turnieju poddał Marcina Helda trójkątem rękami, pokonał Freirego jednogłośną decyzją sędziowską.
Organizacja Bellator nie zapomniała o Brazylijczyku i pół roku później dostał kolejne wyzwanie. Stanął w szranki ze świeżo zwolnionym z UFC Kurtem Pellegrino (MMA 16-7). Potrzebował niespełna minuty by ciosami zakończyć pojedynek, wysyłając jednocześnie rywala na zasłużoną emeryturę.
W marcu 2012 roku Freire ponownie zawitał do okrągłej klatki Bellatora. Został poddany kimurą przez Lloyda Woodarda (MMA 13-5). Ta porażka okazała się być początkiem pechowej passy „Pitbulla”. Kolejnym jego rywalem okazał się być jeden z najlepszych zawodników jacy walczyli kiedykolwiek w organizacji Bellator, przyszły mistrz wagi lekkiej, Eddie Alvarez (MMA 25-3). Freire miał swoje momenty w tej walce i napsuł trochę krwi rywalowi, jednak ostatecznie musiał uznać jego wyższość przegrywając po ciosach zapoczątkowanych celnym wysokim kopnięciem pod koniec pierwszej rundy pojedynku.
Kolejnym rywalem Brazylijczyka miał być Guillaume De Lorenzi (MMA 10-2) w kolejnym turnieju wagi lekkiej, jednak nie doszło do walki z powodu kontuzji „Pitbulla”.
Rok później po porażce z Alvarezem na gali Bellator 98 „Freire” stanął do walki z Derekiem Andersonem (MMA 11-1). Miał dobry początek wygrywając pierwszą rundę, jednak dwie kolejne nie poszły po jego myśli i ostatecznie przegrał jednogłośną decyzją sędziowską.
Mimo, że była to jego trzecia porażka z rzędu, to właściciele Bellatora, zapewne ze względu na efektowny styl walki Brazylijczyka dali mu kolejną szansę. Patricky jej nie zmarnował, jednogłośną decyzją pokonując Edsona Berto (MMA 17-12). Ten skalp zapewnił mu udział w kolejnym turnieju wagi lekkiej.
W marcu 2014 roku w ćwierćfinałowej walce zastopował ciosami perspektywicznego Davida Rickelsa (MMA 15-3). Przegrywał wyraźnie pierwszą rundę przyjmując więcej ciosów w stójce (według statystyk trafił zaledwie 16 razy, podczas gdy jego rywal 43). W drugiej trafił jednak potężnym kontrującym prawym i po serii ciosów zwyciężył przez TKO.
Półfinał również poszedł po jego myśli - wygrał z Derekiem Camposem (MMA 14-4) przez TKO w drugiej rundzie pojedynku. Podobnie jak w poprzednim pojedynku – pierwsza rundę przegrywał na punkty. Ostatecznie zwycięstwo zapewniło mu udział w finałowej walce turnieju z Marcinem Heldem. Walka, która miała odbyć się w maju została przełożona na późniejszy termin ze względu na kontuzję Brazylijczyka.
Jak walczy Freire?
Freire, mimo faktu posiadania czarnego pasa BJJ, nie wykazuje zamiłowania do walki w parterze. Zapasów używa głównie w akcjach defensywnych. Sporadycznie obala, starając się przez większość czasu utrzymać walkę w stójce. Wykazuje dobre umiejętności kickbokserskie – zwłaszcza w walce z kontry. Dysponuje bardzo mocnym uderzeniem, o czym świadczy chociażby dziewięć zwycięstw przez nokauty. Sam nie ma przesadnie szczelnej gardy – mimo, że potrafi być czujny, daje się trafiać, jednak jest odporny na ciosy i szybko się regeneruje. Wszystkiemu towarzyszy przeciętna jak na kategorię lekką kondycja.
Nie jest zawodnikiem wykazującym nadmierną aktywność. Nieraz wstrzymuje się przez dłuższy czas z wyprowadzaniem ciosu. Z jednej strony tego rodzaju cierpliwość jest zaletą, bo nie otwiera się nadmiernie, z drugiej – w czasie gdy zwleka z wyprowadzeniem ciosu, jego rywale je zadają. Oczywiście najczęściej wpadają one na gardę, jednak w oczach sędziów punktowych zawsze lepszy jest cios niecelny niż żaden. Wynika to wszystko głównie z faktu, że Freire lubi uderzać z kontry, w czym jest więcej niż dobry. Wyprowadza świetne ciosy podbródkowe. Co ważne, uderza na korpus, czasem nawet seriami po trzy-cztery ciosy. Jednak to prawy sierp jest najmocniejszą bronią Brazylijczyka. Właśnie nim zamroczył m.in. Rickelsa.
Gdy poczuje krew, potrafi iść za ciosem i wkładając 100% siły w uderzenia rozprawia się z rywalami. W szarżach wykazuje niesamowitą dynamikę.
Zdarzają mu się też nieszablonowe techniki typu latający frontkick czy obrotowe kopnięcie. Kopie mocnymi lowkickami, wysokich kopnięć używa już rzadziej. Nie jest zawodnikiem lubującym się w wyprowadzaniu dziesiątek wyszukanych kombinacji. Częściej szuka tego jednego/dwóch kontrujących ciosów bitych z pełną mocą i złymi intencjami.
„Pitbulla” czasem poniesie fantazja i wdaje się w „brawl”. Tak było na początku walki z Eddiem Alvarezem, ale też z Derekiem Andersonem, gdzie nastąpiło kilka ostrych wymian ciosów.
Freire wciskany w siatkę w klinczu potrafi się gubić. Przyjmuje wtedy niepotrzebne kolana na korpus i krótkie podbródkowe.
Patricky posiada przyzwoite zapasy. W boju z Rickelsem zaprezentował ładne obalenie. Po kontrującym lewym krótkim sierpie na prawy prosty, błyskawicznie zapiął klamrę na plecach rywala i haczeniem wewnętrznym z prawej nogi błyskawicznie przeniósł walkę do parteru.
Na ziemi jednak bardziej skupiał się na utrzymaniu pozycji z góry niż na jakiejkolwiek innej aktywności. Z Camposem z kolei po przyjęciu kilku ciosów spróbował obalenia za jedną nogę, jednak rywal zdołał je powstrzymać. Dobrze wyglądały jego zapasy w boju z Derekiem Andersonem. Dość łatwo obalił za dwie nogi po uniknięciu prawego prostego.
Równie sprawnie zdobył dosiad. Po próbach uwolnienia się rywala z tej niedogodnej pozycji i krótkiej próbie balachy, zapiął trójkąt nogami, jednak nie zdołał nim poddać oponenta. Co ciekawe, Derek skutecznie rozpiął technikę przy pomocy slamu, dzięki temu, że przez moment Freire odpuścił trójkąt próbując przejścia do balachy z dołu, co było ewidentnym błędem. Gdyby uparcie trzymał się pierwotnego duszenia trójkątem, prawdopodobnie zmusiłby rywala do klepania.
Ten błąd kosztował go porażkę, gdyż kolejne dwie rundy Derek wygrał głównie dzięki przewadze kondycyjnej. Po tym jak Freire przyjął sporo ciosów w stójce, zmęczony szukał nawet szczęścia w parterze, nie mając siły na dynamiczne obalenie, spróbował nieudolnego wciągnięcia rywala do gardy.
Błędy, które wykazywał w parterze w boju z, bądź co bądź, nieopierzonym w tej płaszczyźnie Andersonem i fakt, że dał się poddać Lloydowi Woodardowi pozwalają z pewną dozą optymizmu patrzeć na jego najbliższy pojedynek z Heldem.
Jak pokonać „Pitbulla”?
Patricky potrafi gubić się pod presją rywala. Rickels, Campos dyktujący tempo, starający się spychać Brazylijczyka na siatkę robili „dobrą robotę” wygrywając na punkty… do czasu nokautów. No właśnie. Mimo, że Freire nie jest zawodnikiem aktywnością wygrywającym rundy, to jeden cios „w tempo” może całkowicie zmienić obraz pojedynku. Nie każdy zawodnik potrafi ciosem prostym znokdaunować rywala, co uczynił Freire w boju z Camposem.
Śmiało poczynający sobie ostatnio w stójce Held powinien wystrzegać się wchodzenia w otwarte wymiany z „Pitbullem”, zwłaszcza na początku walki, gdy ten będzie w pełni sił, bowiem lepsi od niego uderzacze lądowali na deskach po kontrujących ciosach Brazylijczyka. Plan na pojedynek wydaje się być prosty – Marcin powinien szukać szczęścia w parterze. Robił tak do tej pory prawie w każdej walce i okazywało się to być dobrym wyborem. Ciężko wyrokować, czy Held ma na tyle dobre zapasy, by regularnie sprowadzać walkę do parteru, jednak wierzę, że w końcu znajdzie do niego drogę i zrobi to, co potrafi najlepiej, czyli podda rywala.
W imadle: Patricky Freire – rywal Helda w finale turnieju Bellatora