Już w najbliższą środę młody wilk polskiej dywizji ciężkiej, niepokonany Marcin Tybura (MMA 7-0, #6 w Rankingu PL) skrzyżuje rękawice z Francuzem Chabanem Ka (MMA 6-1-1) w półfinale turnieju ciężkiego M-1, który odbędzie się podczas gali M-1 Challenge 41: Battle On The Neva 5 w Sankt Petersburgu. Reprezentant United Gym, przebywający w Rosji już od dobrych kilku dni znalazł czas i specjalnie dla czytelników MMARocks.pl udzielił obszernego wywiadu. Tybur w materiale opowiedział o kontrakcie z M-1, współpracy ze Slugfest Management, swoich wrażeniach po imprezie World Pro, przygotowaniach do pojedynku z Francuzem oraz o szansach Daniela Omielańczuka w UFC. Zapraszamy do lektury.
- Witaj Marcin! W lipcu dotarła do Nas znakomita wiadomość – długo oczekiwana przez fanów nad Wisłą – wracasz na ring M-1 i od razu lądujesz w trwającym turnieju wagi ciężkiej. Gratulujemy!
- Mnie również to cieszy, sporo czasu minęło od mojej ostatniej walki, a dodatkowo dostałem się do turnieju, więc nareszcie coś się dzieje.
- Na początek chcielibyśmy cofnąć się trochę w czasie – masz za sobą już jeden pojedynek w najlepszej rosyjskiej organizacji. Była to walka o miejsce zawodnika rezerwowego w turnieju M-1 Grand Prix 2013. Pokonałeś przed czasem Denisa Komkina. Jak wspominasz marcowy wyjazd do Orenburga?
- Walkę, jak i cały wyjazd do Rosji wspominam dobrze. Była to moja pierwsza współpraca z M-1 i nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Teraz mogę powiedzieć, że podchodzą do sprawy bardzo profesjonalnie, o wszystkim byłem poinformowany i wszystko było perfekcyjnie dograne. Sama walka ułożyła się bardzo pomyślnie, kontrolowałem jej przebieg i po zakończeniu pierwszej rundy spodziewałem się, że Komkin nie będzie chciał jej kontynuować.
- Jakie są Twoje odczucia związane z wyjściem do ringu, kiedy pełna Rosjan hala „skierowana” jest przeciwko Tobie. Kibice krzyczą ubij go, zniszcz Polaka, etc. Czy motywuje Cię takie nastawienie publiczności czy wręcz przeciwnie, jakoś specjalnie wyłączasz się od tego nazwijmy brudnego dopingu?
- Po pierwsze nie znam rosyjskiego, więc nie bardzo wiedziałem co krzyczą. Po drugie – jestem przyzwyczajony do nieprzychylnej mi publiczności, gdyż większość walk w Polsce toczyłem daleko od domu, z lokalnymi fighterami. To zrozumiałe że Rosjanie dopingowali swojego, ale po walce, jeszcze na hali podchodzili i gratulowali, nawet ci od których było czuć woń mocniejszych trunków.
- Od pojedynku z Komkinem nie występowałeś w MMA. Za to jakiś czas po evencie M-1 Challenge 37 brałeś udział w prestiżowej imprezie grapplerskiej – World Pro, która podobno trochę pokrzyżowała plany Twoich występów na rosyjskim ringu. Chodziły słuchy, że mogłeś bić się już wtedy w ćwierćfinale M-1 Grand Prix 2013 nawet z samym Białorusinem – Alexei’em Kudinem. Jednak zbyt krótki okres na przygotowania do tak poważnego rywala, jak i udział w World Pro stanęły na drodze. Czy prawdą jest, że były takie propozycje ze strony M-1 i co zaważyło na takim, a nie innym wyborze?
- Bilet na World Pro wywalczyłem już listopadzie poprzedniego roku i M-1 przed podpisaniem kontraktu było poinformowane – który termin mam zajęty. Była propozycja z ich strony, ale na niecały miesiąc przed galą i dokładnie w tym samym terminie, co turniej w Emiratach. Wygrywając bilet, zablokowałem możliwość pojechania innemu zawodnikowi, a szejkowie nie są skłonni zamieniać biletów na następnego z listy. Uwielbiam BJJ i wyjazd na World Pro znaczy dla mnie bardzo dużo, ciężko się przygotowywałem do turnieju i jak się okazało warto było tam jechać, bo przywiozłem srebrny medal. A w myśl przysłowia „co się odwlecze, to nie uciecze” i tak wystąpię w grand prix.
- Co takiego szczególnego dla Ciebie jest w turnieju World Pro? Jaki fakt najbardziej utkwił w twej pamięci?
- BJJ choć może nie jest widowiskowe, mi sprawia ogromną frajdę, a wyjazd na turniej World Pro jest pewnie marzeniem każdego, kto ten sport uprawia. Tak też jest w moim przypadku. Byłem tam już drugi raz, choć za pierwszym razem trzykrotnie starałem się o bilet, po dwóch nieudanych próbach w Polsce, kupiłem bilet do Anglii i wygrałem trialsy w Birmingham. Sam turniej to naprawdę duże przedsięwzięcie, tam już nie ma przypadkowych zawodników, bo prawie każdy, kto tam jedzie – wygrał eliminacje. Jest ciekawa oprawa, jest duża publiczność, a najciekawszym doświadczeniem jest cała światowa czołówka trenująca razem na jednej macie kilka dni przed startem turnieju.
- Mógłbyś powiedzieć dokładniej o swoim obecnym kontrakcie z organizacją Vadima Finkelsteina?
- Mam kontrakt na sześć walk w dwa lata, pieniądze są naprawdę dobre. W Polsce nie zbliżałem się nawet do takiej gaży za walkę. Dodatkowo, jeśli będę chciał zawalczyć dla jakiejś organizacji w Europie, a termin gali nie będzie kolidował z występami w M-1, to nie będą robić problemów. Ale na razie współpraca tak mi się układa, że będę chciał tam walczyć jak najczęściej.
- Umowa w Rosji to zasługa Łukasza Bosackiego i jego Slugfest Management – jak współpracuje Ci się z Bosym?
- Bosy jest bardzo pozytywnym gościem i do tego bardzo profesjonalnie traktuje „menadżerkę” w MMA. Nie mam doświadczenia z innymi menadżerami, ale współpraca z nim to przyjemność.
- W półfinale M-1 Grand Prix 2013 znalazłeś się na przeciw Chabana Ka. Widziałeś jakieś pojedynki Francuza? Czego najbardziej obawiasz się z arsenału jego umiejętności?
- Widziałem wszystkie dostępne w Internecie. Jest na pewno silny i idzie po nogi, jak po swoje. Kopie mocne low kicki i potrafi skończyć. Ustaliliśmy z trenerem pewien gameplan, a wiadomo, że wszystko zweryfikuje się w walce.
- Jak wyglądał Twój cykl przygotowawczy do pojedynku półfinałowego z zawodnikiem znad Sekwany? Gdzie i z kim trenowałeś, na co kładliście nacisk?
- We wszystkich przygotowaniach największy nacisk kładziemy na stójkę, bo jak wiadomo to jest mój słabszy aspekt, oczywiście treningi parterowe też się odbywają. Oprócz wyjazdu do Witkowa na Slugfest Managment Camp przygotowuję się jak zwykle w United Gym w Poddębicach i Aleksandrowie Łódzkim z trenerem Markiem Błaszczykiem. Najwięcej sparowałem z Rafałem Szewczykiem i Krzyśkiem Dzierżawskim.
- Właśnie, na Slugfest Management Camp 6 miałeś możliwość trenować wspólnie z Danielem Omielańczukiem. Jak oceniasz jego aktualną formę i szanse w UFC?
- No ja obstawiam wygraną Daniela plus bonus za nokaut wieczoru. Daniel jest w formie, sparingi z nim to mega doświadczenie i uważam, że ma szanse powojować w UFC (tego mu życzę). Na pewno jego dobra postawa w największej organizacji zwiększy zainteresowanie władz UFC polskimi zawodnikami.
- Z pewnością też interesowałeś się ciężkimi, biorącymi udział w grand prix po drugiej stronie drabinki turniejowej. Jeśli dostaniesz się do finału, a tego oczywiście mocno Ci życzymy, z kim wolałbyś skrzyżować rękawice – kickbokser Konstantin Gluhov czy sambista Denis Smoldarev?
- Nie ma to w tej chwili dla mnie większego znaczenia, bo po pierwsze nie zależy to ode mnie, a po drugie jeszcze nie wygrałem swojej walki. Z kimkolwiek przyjdzie mi walczyć w przyszłości, podejmę walkę i dam z siebie wszystko!
- Jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda ze sztukami walki?
- Pracowałem jako ochroniarz na dyskotece i chciałem podnieść swoje umiejętności. Trafiłem najpierw na kravmagę, później na aikido. Któregoś razu kolega zaproponował mi przyjście na trening MMA. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co to jest. A on powiedział, że to walki w klatkach. Poszedłem na trening próbny i już przy tym zostałem. Później, kiedy mieszkałem w Londynie trenowałem więcej BJJ.
- Kto jest dla Ciebie autorytetem w mieszanych sztukach walki, a której z gwiazd światowego MMA najmocniej kibicujesz?
- Nie będzie niespodzianki, ale największe wrażenie na mnie robi Fedor – jego styl jako zawodnika i sposób bycia, jako człowieka. Było dla mnie ogromną przyjemnością poznać go osobiście i uczestniczyć w treningu z nim podczas pobytu w Rosji. Jeśli chodzi o aktywnych zawodników, to nie mam jakiś wybranych. Kiedy oglądam jakąś walkę, to nie wiem dlaczego, ale kibicuję słabszemu.
- Twój cel na najbliższy rok?
- Im większe plany tworzę, tym częściej dopadają mnie kontuzje. Z pewnością po tej walce trochę odpocznę, a co będzie później, to czas pokaże. Jedyne co planuję, to podnoszenie moich umiejętności, a jeśli chodzi o walki – chciałbym osiągnąć jak najwięcej.
- Serdecznie dziękujemy za poświęcony czas. Życzymy Ci powodzenia w Sankt Petersburgu, szybkiego zakończenia walki i zero kontuzji. Marcin, 21 sierpnia wszyscy trzymamy kciuki i kibicujemy!
- Dzięki wielki. Chciałbym podziękować wszystkim, którzy mi pomagają, jest to sporo ludzi, więc nie będę wymieniał wszystkich. Pozdrawiam czytelników MMARocks.pl.