Quantcast
Channel: Cohones » Forum: Newsy MMARocks.pl - Recent Topics
Viewing all articles
Browse latest Browse all 4630

Jakub Bijan on "Cynowe gody"

$
0
0

8382d8e5cdf9801c08f8935d70843c0f641000 Cynowe gody
Wrzesień w nadwiślańskim rynku wszechstylowej walki wręcz rozdzierany jest przez dwa debiuty krajanów w największej organizacji świata – między otwierającym miesiąc udanym występem Piotra Hallmana, oraz kończącą ten szczęśliwy dla rodzimego rynku okres, wciąż wyczekiwaną walką Daniela Omielańczuka. Bez wątpienia te dwie batalie w centrum światowego MMA są dla naszej sceny zdarzeniami najistotniejszymi – jednak nie jedynymi ważnymi.W ostatnich dniach sierpnia największa polska organizacja mieszanych sztuk walki, kryjąca się w cieniu swoich właścicieli Konfrontacja Sztuk Walki, hucznie obchodziła swoje dziesiąte urodziny. O tym, że jest to wydarzenie nie byle jakie świadczyć może fakt, że w obrzędy i uroczystości, prócz ściśle skonsolidowanej sceny, zaangażowała się nawet telewizja Polsat – wraz z szefem do spraw sportu, samym Marianem Kmitą. Musi więc być to wydarzenie najwyższej rang, tak więc z samej choćby przyzwoitości należy ten temat omówić – a przynajmniej połechtać słowem.

Mimo że jedyna z niewielu zarabiających na siebie organizacji MMA w Europie często jest dla mnie obiektem krytyki, a swoistych kuksańców Maciejowi i Martinowi nie szczędzę – przez co, szczególnie młodsi czytelnicy, mogą odnieść wrażenie, że jestem KSW nieprzychylny – tym razem jednak żarty mi nie w głowie. Od dawien dawna jestem fanem naszego małego PRIDE, i wszystkie te docinki których się dopuszczam są raczej przejawem troski, niż chęcią dołożenia warszawskiemu duetowi. A ta cyniowa rocznica, jest właśnie świętem tegoż duetu – bo to oni, Kawulski z Lewandowskim, wbrew zdrowemu rozsądkowi dziesięć lat temu postawili na mieszane sztuki walki.

Wiedzieć należy, że owe dziesięć lat temu w nadwiślańskim MMA panował chaos, przykryty średniowiecznymi mrokami. O tej dyscyplinie nie wiedziano zupełnie nic – jedynie od czasu do czasu media w sezonie ogórkowym urządzały sobie polowanie na czarownice, na światło dzienne wystawiając zdeformowane ścierwa pokroju “Klatki” – Sylwestra Latkowskiego, produkcje mające z reportażem niewiele wspólnego – a jeszcze mniej wspólnego z prawdą. Nie jest to co oczywiście jakiś wyjątek, bo media głównego nurtu cały czas robią ludziom wodę z mózgów na różne tematy – jednak o tym sporcie, jak o wspomnianych czarownicach, można było wówczas powiedzieć dowolną rzecz i nikt nie kwapił się, aby te bzdury prostować. Zresztą o sporcie w przypadku MMA nikt nie śmiał nie tyle nawet mówić, co choćby myśleć.  Nie jest pewnie przypadkiem, że Waldek Kasta przy każdym otwarciu gali wypowiada w języku Szekspira, spiżowe słowa, że na początku była ciemność. W tej ciemności działali wyłącznie pasjonaci, miłośnicy tej brutalnej dyscypliny, którzy w chałupniczy sposób próbowali tchnąć doń odrobinę życia – i wśród tych pasjonatów pojawili się nasi solenizanci.

Dalej wszystko szło – nie, nie jak z płatka – jak w kolejnym wersie zapowiedzi “Kasty”: nastała jasność z której, jak mówi Waldek, zrodziła się nowa jakość – jakość pod postacią trzech symboli: K-S-W. Oczywiście nie od razu i nie wszędzie. Mroczne uliczki nadbałtyckiego MMA jeszcze przez długi czas oświetlane były łuczywem a i w pierwszych galach KSW jakości było tyle, co przysłowiowy kot napłakał. Niemniej pierwszy krok został postawiony, a za nim – drugi i trzeci. Pierwsza gala, w lutym dwa tysiące czwartego, odbyła się w hotelu Marriott i przyciągnęła około trzystu widzów. Aż dziw bierze, że jeszcze w tym samym roku przy okazji drugiej odsłony, Warszawiacy zdołali do współpracy zachęcić telewizję Polsat – która od tej pory na antenie Polsatu Sport (a od KSW 11 również w otwartym paśmie) na żywo transmituje kolejne wydarzenia organizacji. I tak przez następne miesiące owoc biznesowego związku Martina i Maćka dojrzewał w promieniach polsatowego słoneczka: Marriott, później połowa warszawskiego Torwaru, dalej wrocławska hala Orbita i hala Stulecia aż w końcu przy szesnastej z kolei gali – katowicki Spodek.

Milowym krokiem w rozwoju Federacji KSW było zatrudnienie byłego strong-mana i celebrytę, Mariusza Pudzianowskiego – który w swym ringowym debiucie na kwaśne jabłko sprał udawanego boksera o nazwisku, które do dziś okrywa Częstochowę wstydem. Pudzianowski do KSW przyciągnął zainteresowanie gazet, oraz dużych portali internetowych a jego debiut obejrzało ponad sześć milionów telewidzów – co było niesamowitym wynikiem jeśli chodzi o MMA, nie tylko zresztą na naszym podwórku. Przeliczając te dane na system ocen stosowany w USA otrzymamy wynik na poziomie 16-17 punktów co oznacza, że procentowo jedynie w Japonii i Brazylii większa część społeczeństwa oglądała kiedykolwiek walki MMA.

Dziś Konfrontacja Sztuk Walki ma za sobą dwadzieścia osiem gal – dwadzieścia trzy duże, numerowane, oraz pięć mniejszych – na których stoczono ponad dwieście trzydzieści pojedynków a pasy mistrzowskie rozdawano osiem razy. Na antenie Polsatu walczyły takie tuzy krajowego MMA jak Grzegorz Jakubowski, Piotr Bagiński, Jacek Buczko, czy Łukasz Jurkowski – ale również zagraniczne sławy: Rameau Thierry Sokoudjou, Matt Lindland, Melvin Manhoef, Aleksiej Olejnik, James Thompson, Valentijn Overeem, Houston Alexander, Goran Reljić, czy ostatnio cienko śpiewający Attila Vegh. Po dziś dzień zresztą białego ringu trzyma się wielu świetnych zawodników min. Kendall Grove, a z Polaków choćby znany na całą Polskę Mamed Chalidow – ale nie on przecież jeden. Mało tego, wszyscy oni zapewniają, że w KSW jest im najlepiej na świecie – i choć w tych słowach kryje się pewnie nieco kokieterii, to ja daje im jednak wiarę.

Przy okazji Konfrontacji Sztuk Walki zazwyczaj pojawia się tyle samo pochwał co krytyki. Nie wynika to oczywiście znikąd – właściciele KSW są osobami mocno charyzmatycznymi, żeby nie powiedzieć kontrowersyjnymi. Trudno jednak by na poważnie oceniać jednych z bardziej wpływowych ludzi w krajowym MMA przez pryzmat ich charakterów – trzeba raczej patrzeć na to co robią, niż słuchać tego co mówią… bo rzeczywiście – mówią czasem kompletne bzdury, ale taka już nieraz dola promotora. Niemniej spoglądając na ich zasługi dla rodzimego rynku nie da się przecenić ich wkładu w obszar promocji sportu, budowania rynku i polepszania wizerunku całej dyscypliny.

Tak jak pisałem kilka akapitów wyżej, jeszcze kilka lat temu nikt poważny nie chciał mieć w naszym kraju z MMA nic wspólnego – była to zabawa dla pasjonatów. Kawulski z Lewandowskim pozyskując strategicznego partnera w jakim jest telewizja Polsat zdołali sytuację znacznie poprawić – przynajmniej w części przemienili to spalone od słońca pustkowie w jako taką, zdolną do uprawy ziemię. Rzecz jasna wciąż nie jest idealnie – o czym wielokrotnie w wywiadach wspomina tak Maciej jak i Martin – cały czas trudno tutaj zdobyć – nawet tak dobrze sprzedającej się marce jak KSW! – dużych inwestorów, którzy nie bali by się zainwestować swoich pieniędzy w ten sport. Jeszcze długo nasz zdeformowany poprzednim ustrojem, koślawy rynek, będzie borykał się z wieloma problemami – w tym właśnie z niewystarczająco rozwiniętą branżą reklamową. Najważniejsze jednak, że machina została wprawiona w ruch – a w tym całym mechanizmie, czy się to komu podoba czy nie, korbą zakręcił właśnie Kawulski z Lewandowskim pokazując, że na MMA w naszym kraju da się zarobić.

Zachęceni zapachem pieniędzy w środowisku zaczęli pojawiać się coraz to nowi szamani, mający zbawić krajowy rynek i w końcu “pokazać prawdziwy sport”. Wielu z nich okazało się jednak zwykłymi hochsztaplerami a organizacje przez nich kierowane – jak choćby przeróżne konfiguracje dwóch liter “M” i jednej litery “C” – potykały się o własne nogi zanim jeszcze nabrały rozpędu. Patrząc jednak z perspektywy czasu większość organizatorów próbujących naśladować KSW, nawet jeśli ostatecznie ich starania nie zawojowały rynku,  pozytywnie wpłynęła na polską scenę – dając zawodnikom walki, a działaczom cenne doświadczenie. I nawet MMA Attack, nie bez powodu chwalone wśród zagorzałych fanów, od samego początku czerpie z doświadczeń największej krajowej organizacji – choć przyznać się do tego niepodobna. Wystarczy sobie przypomnieć pierwszą galę Dariusza Cholewy – jaką walkę wieczoru zorganizował, czy spojrzeć z jaką telewizją dziś współpracuje. Nie twierdzę, że to źle… nie twierdzę, że to dobrze – prawo rynku.

I to rynek za jakiś czas zweryfikuje siłę tych wszystkich, mniejszych i większych tworów. Czy za dziesięć lat organizacja Warszawiaków dalej będzie trwać niewzruszenie odpierając wszelkie ataki konkurentów? – tego nie wiem. Patrząc jednak na ciągłe problemy krajowych organizatorów – prędzej KSW doczeka kolejnej dziesiątej rocznicy, niż jakakolwiek inna organizacja w Polsce zdoła osiągnąć dzisiejszy wiek Konfrontacji Sztuk Walki.


Cynowe gody


Viewing all articles
Browse latest Browse all 4630

Trending Articles