Ostatnia w tym roku analiza kursów występujących u bukmachera Betsafe. Wraz z nadejściem 2014 życzymy więc naszym czytelnikom wysokich kursów, a co najważniejsze sporych wygranych. Na galę UFC 168 przygotowaliśmy obszerną analizę pojedynku Travis Browne – Josh Barnett oraz przegląd kilku underdogów z dolnej karty.
Josh Barnett vs. Travis Browne
Travis„Hapa” Browne (MMA 15–1–1) urodził się 17 lipca 1982 roku. Zawodową karierę rozpoczął niedawno, bo w lutym 2009 roku, gdzie na gali Cage of Fire 15 w pierwszej minucie walki odprawił ciosami również debiutującego Evana Langforda (MMA 0-1). Różnica między nimi jest taka, że ten drugi zakończył karierę w MMA tak szybko jak ją rozpoczął, Browne natomiast po serii szybkich zwycięstw (najczęściej przez nokauty) doszedł do walk z najlepszymi na świecie w tym „fachu”. W UFC stoczył osiem walk i tylko jedną przegrał. Najbliższe starcie z Joshem„Warmasterem” Barnettem (MMA 33-6) będzie jedną z najważniejszych (jeśli nie najważniejszą) walką Travisa w jego karierze, bowiem zwycięstwo może zagwarantować mu walkę o pas mistrza świata dywizji ciężkiej Ultimate Fighting Championship. Po spektakularnym zwycięstwie nad popularnym Alistairem Overeemem (MMA 36-13, 1NC) wielu fanów widzi w nim spory potencjał i nie skreśla jego szans w walkach z czołówką dywizji. Czy „Hapa” jest w stanie pokonać bardzo doświadczonego „Warmastera? Zapraszam do analizy.
Greg Jackson. Travis trenuje w klubie Jackson-Winklejohn MMA w Albequercque, jego trenerami są Greg Jackson i John Winklejohn, a głównym partnerem sparingowym Shawn Jordan (MMA 15-5). Zawodnicy trenujący pod okiem Jacksona dobrze radzili sobie w 2013 roku. Greg jest świetnym taktykiem i możemy być pewni, że Josh Barnett zostanie doskonale przeanalizowany od stóp do głów pod kątem błędów, które popełnia i Travis Browne zostanie poinstruowany co ma robić, by odnieść zwycięstwo mając receptę na wykorzystanie słabych stron rywala. Jestem prawie pewny, że plan na walkę z Alistairem Overeemem był taki, żeby wymęczyć znanego ze słabej kondycji „Reema”, a potem „załatwić” go frontalnymi kopnięciami. Prób frontkicków w tamtej walce były sporo nie bez powodu – omijanie nieszczelnej gardy Aliego w ten sposób było doskonałym pomysłem.
Stójka. Travis jest utalentowanym uderzaczem o wysokich umiejętnościach kickbokserskich i Muay Thai. W ciosach, które wyprowadza jest bardzo dużo mocy. 11 z 15 zawodowych zwycięstw to wygrane przez nokaut, z czego aż 9 (!) w pierwszej rundzie. To robi wrażenie i na torpedowanie różnego rodzaju technikami (zwłaszcza w pierwszej rundzie) musi być przygotowany Barnett. „Hapa” jest nieprzewidywalny i zaskakuje rywali efektownymi technikami, które są bardzo niebezpieczne. Najbardziej podobał mi się nokaut na Stefanie Struve (MMA 25-6) przez superman punch.
Świetnie wyglądało też podwójne latające kolano, którym mocno naruszył Chada Griggsa (MMA 11-3).
W jego arsenale są też obrotowe kopnięcia, latające kolana, latające front kicki, low kicki, kopnięcia na korpus i wiele innych. W najbliższej walce prawdopodobnie zaskoczy nas kolejną niekonwencjonalną zagrywką. Ze względu na ciekawą pracę nóg „Hapa” zalicza się do grona zawodników, których nazywam „tancerzami”.
Browne posiada tzw. „instynkt killera”. Gdy trafi mocno przeciwnika, to idzie za ciosem, tak by walka skończyła się jak najszybciej. Po trafieniu front kickiem Overeema błyskawicznie ruszył do przodu, by dobić padającego przeciwnika ciosami młotkowymi. Nie dał zamroczonemu Griggsowi dojść do siebie, szybko go poddając.
Świeżość i rozwój. Travis walczy zawodowo dopiero od czterech lat i cały czas się rozwija. Ma 31 lat, a to często wiek, w którym osiąga się szczyt formy, albo jest blisko ku temu. Nie jest zmęczony walkami, z większości wychodził bez szwanku. Nie miał zbyt wielu kontuzji, tylko raz był znokautowany.
Serce do walki. Wychodzi zmotywowany. Posiada mocna psychikę i serce do walki. Przetrwał nawałnicę ciosów Alistaira Overeema. Mimo, że jest dość słaby kondycyjnie, to w późniejszych fazach walk cały czas brnie do przodu.
Defensywne zapasy. Browne zapaśniczo w ofensywnie wypada przyzwoicie, jednak obronę przed obaleniami ma bardzo dobrze dopracowaną i „wywrócenie” go to spore osiągnięcie. Nie dawał się obalać „Big Footowi”, radził sobie w klinczu, udawało mu się go zrywać. Nie obalali go też Overeem i Cheick Kongo (MMA 20–8–2). Prawie udało się to Gabrielowi Gonzadze (MMA 16-7), który wykorzystał niecelne obrotowe kopnięcie rywala, jednak nie dał rady przytrzymać go na ziemi
„Hapa” trzyma ręce nisko. Nie wynika to z nonszalancji w defensywie, bo przygotowuje się w ten sposób na obronę obaleń. Daje się jednak przez to trafiać, ale ratuje go relatywnie wytrzymała szczęka. Swoje momenty w walkach z nim miał chociażby Kongo, który niejednokrotnie go czysto uderzał.
Travis obala pod koniec rund by punktować w oczach sędziów. W walce z Robem Broughtonem (MMA 15-7-1) zadziwiająco łatwo sprowadzał walkę na ziemię. Browne mimo posiadania tylko niebieskiego pasa Brazyliskiego Ju-Jitsu, ma dobra kontrolę w parterze, nie szuka poddań, a bardziej dogodnych pozycji do obijania rywala. Dość łatwo przechodzi pozycje. Ma dobry współczynnik obrony przed poddaniami, ale jeszcze nie mierzył się z tak dobrym grapplerem jak Barnett.
Wracając do rywala.
Josh Barnett urodził się 10 listopada 1977 roku. To bardzo doświadczony zawodnik mieszanych sztuk walki, którego nazwisko od wielu lat przewija się wysoko w rankingach MMA kategorii ciężkiej.
Doświadczenie. Josh ma za sobą 16 lat zawodowej kariery, łącznie 39 stoczonych walk w takich organizacjach jak: UFC, Pride, Sengoku, Affliction, Dream czy Strikeforce. 33 zwycięstwa (w tym 20 przez poddanie) i 6 porażek, z czego większość bardzo dawno temu. W ostatnich 5 latach musiał uznać wyższość tylko jednego zawodnika – samego Daniela Cormiera (MMA 13-0), który według wielu zalicza się do Top 3 zawodników kategorii ciężkiej na świecie. Barnett to były mistrz organizacji Pancrase w kategorii Open i były mistrz UFC kategorii ciężkiej. Ma na rozkładzie takie nazwiska jak: Randy Couture (MMA 19-11) (dzięki pokonaniu którego stał się najmłodszym mistrzem UFC kategorii ciężkiej, jednak przez wpadkę dopingową został pozbawiony tytułu), Aleksander Emalianenko (MMA 23-6), Mark Hunt (MMA 9-8-1), Antonio Rodrigo Nogueira (MMA 34–8–1, 1NC), Jeff Monson (MMA 49–17–1), Pedro Rizzo (MMA 19-11), Brett Rogers (MMA 14–5, 1NC), Sergei Kharitonov (MMA 20-5) czy ostatnio Frank Mir (MMA 16-8) (w imponującym stylu).
Te dane muszą robić wrażenie. Co ważne – Barnett mimo 36 lat na karku cały czas jest w formie i do tzw. „wypalenia” jeszcze mu daleko. Jest profesjonalistą – do najbliższej walki na pewno wyjdzie dobrze przygotowany i zmotywowany. Wielu zawodników w jego wieku przeżywa regres formy, a do walk podchodzi z nastawieniem zarobienia paru groszy, a nie walki o najwyższe cele. Josh jest bardzo blisko „title shota” i zdając sobie sprawę, ze taka okazja już się może nie powtórzyć, nie będzie chciał jej zmarnować.
Jak na tym tle wygląda Travis Browne? Stoczył ponad połowę mniej walk od „Warmastera” i jego bilans wygląda dość imponująco. 17 walk, z czego 15 zwycięskich, jeden remis i jedna porażka dobrze wyglądają „na papierze”. Czy jednak te dane pokazują, że „Hapa” jest czołgiem nie do przejścia? Moim zdaniem nie. Browne często kończył zawodników przed czasem, jednak do tej pory nie mogę się do niego do końca przekonać, nawet mimo tego, że przewidziałem jego zwycięstwo nad Alistairem Overeemem i postawiłem na to największe pieniądze w swojej dotychczasowej bukmacherskiej karierze. W tamtym starciu był o włos od porażki i dzięki temu, że sędzia ringowy Mario Yamasaki nie był wtedy sobą i nie przerwał walki po kilku potężnych ciosach Aliego (jak to miał w zwyczaju robić wcześniej), miał możliwość znokautowania frontalnym kopnięciem „szklanego” Overeema. Pofantazjujmy trochę. Gdyby na miejscu Overeema był Barnett, czy mając „Hapę” na widelcu zmarnowałby okazję i nie skończył tego przed czasem? Uważam, że nie. Josh jest „killerem” i dokończyłby dzieła zniszczenia, czy to ciosami czy wyciągając jakieś poddanie i „nieswój” Yamasaki ostatecznie przerwałby walkę. Idźmy dalej. Czy Josh po kolejnych frontalnych kopnięciach dałby się znokautować w ten sposób? Nie. Po pierwsze – ma bardziej wytrzymałą szczękę od Aliego, po drugie – ma lepszą defensywę i po trzecie – nie dawałby się tak okopywać , tylko szybciej dążył do klinczu.
Podobał mi się nokaut Browne’a na Stefanie Struve. Piękny superman punch. Niestety, „Skyscraper” również znany jest ze słabej defensywy w stójce i niezbyt wytrzymałej szczęki, co pokazały walki z Juniorem Dos Santosem, Royem Nelsonem i Markiem Huntem. Ostatnim wartościowym zwycięstwem „Hapy” był nokaut na Gabrielu Gonzadze, jednak ten drugi osunął się na ziemię po kilku łokciach w tył głowy, których nie zauważył sędzia.
Walki z czołówką pokazują, że Travis musi się jeszcze sporo nauczyć. Browne w zawodowej karierze przegrał tylko raz. Jego pogromcą był Antonio „Big Foot” Silva. Dał się trafić potężnym prawym sierpem, osunął się na deski, gdzie przyjął kolejnych kilka ciosów i sędzia przerwał walkę. Tamta porażka tłumaczona była kontuzją barku, którą Travis odniósł w trakcie walki.
Travis ma na koncie remis z Cheickiem Kongo. W tej walce tak naprawdę jednak przegrał. Cheick został ukarany odjęciem punktu za trzymanie spodenek rywala i to kosztowało go zwycięstwo, mimo że na kartach punktowych według sędziów wygrał drugą i trzecią rundę. Kongo był zawodnikiem lepszym technicznie od rywala i tylko przez głupi błąd tamtej walki nie wygrał. Gdyby lekko przymrużyć oczy, możemy dojść do wniosku, że Cheick jest zawodnikiem stylistycznie podobnym do Josha Barnetta. Lubi siłowanie w klinczu, brudny boks, dominację zapaśniczą i obijanie w parterze dobrym ground’and’pound. Jeśli Kongo urwał dwie rundy Browne’owi to „Warmaster” też powinien być do tego zdolny. Co prawda starcie z Francuzem miało miejsce 3 lata temu i Travis jest teraz lepszym i bardziej doświadczonym zawodnikiem, jednak dla mnie w matematycznym skrócie: Barnett > Kongo.
Parter. Raczej nikt nie ma wątpliwości, że w tej płaszczyźnie lepiej prezentuje się Josh Barnett. 20 zwycięstw w zawodowej karierze przez poddanie, to statystyka, która musi imponować. „Warmaster” jest bardzo aktywny na ziemi. Cały czas szuka poddań w międzyczasie obijając rywali krótkimi ciosami. Ma świetną kontrolę, z łatwością przechodzi pozycje. Był bliski poddania samego Antonia Rodrigo Nogueiry.
Niedoceniana stójka. Część fanów uważa Barnetta za jednopłaszczyznowego zawodnika, którego praktycznie jedyną domeną jest parter. Nic bardziej mylnego. Josh jest przyzwoitym uderzaczem – jego stójka prezentuje się dosyć solidnie. Może nie posiada tak bogatego arsenału technik jak Browne, jednak nie uważam, że umiejętnościami jakoś szczególnie od niego odstaje. Dzięki sporemu zasięgowi często stosuje ciosy proste, które wyprowadza ze sporą szybkością, często celnie, dzięki czemu punktuje w oczach sędziów. Na gifie mamy przykład dwóch szybkich lewych prostych z walki z Danielem Cormierem.
Travis, mimo że jest wyższym zawodnikiem, posiada taki sam zasięg rąk, także na te proste może dawać się nabierać.
Josh jest najgroźniejszy w zwarciu. Preferuje tajski klincz, często uderza kolanami na korpus czy też groźnymi łokciami. Wbija rywali w siatkę i tam ich zamęcza ciągła presją i uderzeniami. Wszystko to składa się na tzw. „brudny boks”, w którym „Warmaster” jest wyśmienity, co udowodniła ostatnia walka z Frankiem Mirem.
Barnett ma przeciętną defensywę w stójce, wybronił sporo ciosów w walce z Cormierem, ale też dużo mocnych trafiło w jego szczękę (zwłaszcza sierpów i podbródkowych, jednak nie robiły one na nim większego wrażenia).
Cardio. Josh kondycyjnie prezentuje się lepiej od Travisa Browne’a, który już po pierwszych 5 minutach walki zaczyna opadać z sił. Przy jego stylu walki i prawdopodobnemu gameplanowi, który przyjmie w najbliższym starciu będzie to spory atut.
Porażki. Barnett sześciokrotnie uznawał wyższość rywali. Pierwszą skazą w jego bilansie była porażka z Pedro Rizzo przez nokaut, ale nie ma co się zbytnio nad tym rozprawiać, bo to „dawno i nieprawda” (walka miała miejsce 12 lat temu na UFC 30). Prawdziwą zmorą Barnetta i zawodnikiem, który zapewne do tej pory nie daje mu spać po nocach, okazał się być Mirko „Cro Cop” Filipovic. Podczas legendarnych gal Pride (kolejno Pride 28, 30 i Final Conflict Absolute) trzykrotnie pokonał Josha. Za pierwszym razem o wyniku walki zaważyła kontuzja ramienia, za drugim decyzja sędziowska. W trzeciej walce Barnett ugiął się pod naporem przeciwnika i odklepał ciosy. Zwycięstwem nad „Warmasterem” pochwalić się mogą jeszcze Antonio Rodrigo Nogueira (również za czasów Pride) i schodzący teraz do kategorii półciężkiej, ogromnie utalentowany Daniel Cormier (półtora roku temu w Strikeforce).
Werdykt. Josh Barnett jest stylistycznie fatalnym zestawieniem dla Browne’a. Co jest największą bolączką „Hapy”? Słabo radzi sobie z zawodnikami wywierającymi na niego presję pod siatką. Pokazały to walki z Cheickiem Kongo, Alistairem Overeemem i Antonią Silvą. Wtedy jeszcze w miarę potrafił się bronić, jednak najbliższy rywal, z którym przyjdzie mu się mierzyć, jest mistrzem „brudnego boksu” i mam wrażenie, że Browne może sobie nie poradzić z ciągłym wpychaniem w ścianę oktagonu i nieustannym obijaniem. Póki będzie miał siły, dzięki dobrym defensywnym zapasom może dawać sobie radę, jednak gdy dojdzie do drugiej a zwłaszcza trzeciej rundy, może nie podołać. Josh jest bardzo dobrym zapaśnikiem i jest spora szansa, że będzie pierwszym fighterem, któremu uda się obalić Browne’a i przytrzymać go na ziemi.
Josh jest wszechstronniejszym zawodnikiem od Travisa i moim zdaniem ma większe szanse na zwycięstwo. Kurs 1.48 nie jest specjalnie atrakcyjny, jednak ja się na niego skusiłem, bo jest spora szansa, że „Warmaster” wygra swoją najbliższą walkę. Mały wpływ na to też przebieg walki Waltera Harrisa (MMA 5-2) z Jaredem Rosholtem (MMA 9–1), którą analizowałem niedawno. Zachęcony wysokim kursem postawiłem wtedy na zawodnika mniej wszechstronnego, ale z mocnym ciosem i szansą na nokaut. Nauczony doświadczeniem, tym razem postawię na bardziej wszechstronnego zawodnika, mimo że tutaj też jest szansa na KO. Jednak nie jest to typ, na który stawiałbym wielkie pieniądze, bo nie można skreślać do końca szans „Hapy”, a kurs 2.70 na niego także w tym wypadku prezentuje się dość okazale. Jeśli komuś intuicja podpowiada, że to jednak Browne wyjdzie zwycięsko z tego pojedynku, to może pozwolić sobie na to ryzyko, jednak za małe pieniądze. Wchodzenie w to za dużą stawkę stanowczo odradzam.
Betsafe przygotował bogatą ofertę kursów na tą walkę. Wśród tzw. „zakładów specjalnych” możemy znaleźć ciekawe rozwiązania. Wśród nich znalazłem trzy, na które warto zwrócić uwagę.
Travis Browne, wygrana przez KO/TKO albo dyskwalifikację, kurs 3.75
Większość znaków na niebie i ziemi wskazuje na to, że Browne, jeśli ma zwyciężyć w najbliższej walce, to raczej tylko przez nokaut. Na początku walki, zwłaszcza w pierwszej rundzie, gdy będzie świeży i w pełni sił, jest na to szansa. Jak pokazuje historia, nie ma zawodników, których nie da się znokautować. Josh, mimo, że ma mocną szczękę może nadziać się na któryś z mocnych, niekonwencjonalnych ciosów „Hapy” i paść na deski. Nie możemy takiej opcji wykluczyć, a kurs na to wynosi 3.75. Warto to rozważyć.
Josh Barnett, wygrana przez decyzję, kurs 4.00
Ten kurs najbardziej mi się podoba i na tą opcję też postawiłem kilka złotych. Dlaczego Barnett ma szansę wygrać decyzją sędziów punktowych?
- ma lepszą kondycję od Browne’a.
- jego prawdopodobnym planem na walkę będzie obijanie rywala pod siatką i dominacja zapaśnicza. Będzie wywierać presję przez cały pojedynek, próbować obijać rywala i sprowadzić go do parteru i tam ewentualnie szukać poddania. „Hapa” jednak ma dobrą obronę przed poddaniami i myślę, że da radę się bronić.
- Travis jest odporny na ciosy i ma spore serce do walki, a Josh nie jest „power puncherem” także wykluczam wygraną „Warmastera” przez nokaut. Nokaut techniczny jest już bardziej prawdopodobny, jednak Browne nie jest tak szklany jak Frank Mir, a dzięki dobrym defensywnym zapasom „Hapy”, Barnett nie powinien mieć wielu okazji do obijania przez ground’and’pound.
- Browne przegrał dwie rundy z walczącym podobnie do Barnetta Cheickiem Kongo.
- 7 zawodowych walk Barnetta kończyło się decyzją.
Oczywiście obstawianie wygranej Josha przez decyzję jest obarczone ryzykiem, bo w wadze ciężkiej walki często kończą się przed czasem, a ta może nie potrwać nawet kilka minut, jednak kurs 4.00 uważam za atrakcyjny i wart ryzyka.
W walce dojdzie do decyzji sędziowskiej, kurs 3.05
A co jeśli Browne będzie miał tyle siły i rozwój umiejętności pozwoli mu „urwać” dwie rundy? Na taką ewentualność Betsafe też się przygotowało i możemy obstawić, że walka dotrwa do decyzji bez względu na to, który z zawodników podniesie rękę w geście tryumfu. Kurs na tą opcję wynosi 3.05. Też ciekawie.
Poniżej przegląd kilku wybranych underdogów. Zaczynając od:
William Macario vs. Bobby Voelker
Czy William Macario jest w stanie pokonać Bobby’ego Voelkera?
William walczy bardzo nonszalancko. Cechuje się to celowym nietrzymaniem gardy, wypuszczaniem ciosów z pasa oraz postawą na nogach jakby „od niechcenia”. Trzeba jednak przyznać, że jest to silny zawodnik, a jego uderzenia mają pożądaną moc. Dobrze sobie radził (do czasu poddania) z kontrolą z góry w walce z Leonadro Santosem (MMA 12–3). Będąc w gardzie przeciwnika zadawał silne (choć niekoniecznie najsilniejsze) ciosy starając się zmiękczyć rywala, a przy tym nie angażować zbytnio. To zawsze dobrze świadczy o zawodniku – brak podpalania się i racjonalne korzystanie z zapasów energii (to ostatnie jednak i tak później stanowi decydujący faktor).
Jednak jego największą wadą jest właśnie postawa w walce. Bardzo ryzykuje odrzucając z jakiegoś powodu utarte już schematy, nie trzymając choćby konwencjonalnej gardy. Oczywiście nie trzeba trzymać się sztywno zasad, ale gdy już decyduje się na wspomniane nonszalanckie techniki, to powinno się dać alternatywę równoważącą tego typu zachowanie. Macario niestety nie błyszczy tutaj niczym, co by usprawiedliwiało „poruszanie się od niechcenia” czy ciosy wyprowadzane z doły pod kątem do góry. Nie jest błyskotliwy na nogach, nie jest mistrzem uników, ani nawet nie jest super szybki w rękach. Prowadzi więc bardzo niebezpieczną grę, która prędzej czy później się na nim zemści. Tak, jak zemściła się na wielu innych zawodnikach reprezentujących podobną „pewność siebie”.
Drugim aspektem wad, które trzeba wziąć pod uwagę jest kondycja, a ta jest fatalnej jakości. Już w drugich rundach Macario potrafił potwornie zmniejszyć obroty, a wręcz iść „na pałę” z ciosami, wyprowadzając je bez jakiejkolwiek formy pomyślunku i defensywy. Siła fizyczna i „para w łapach” schodzą więc na dalszy plan w przypadku gdy ciału brakuje paliwa.
Bobby Voelker nie będzie aż tak odbiegać warunkami fizycznymi i siłą od „Patolino”. Również kondycja jest tu zdecydowanie lepsza od tej, którą posiada Brazylijczyk. Bobby potrafi przyjąć cios co wielokrotnie pokazywał, chociażby w walce z Partickiem Cote (MMA 19-8). Sam też umie wyprowadzić mocne zamachowe. W trzeciej rundzie ze wspomnianym Kanadyjczykiem wszedł w istny brawl, i co ciekawe nie tylko zadawał bardzo mocne ciosy, ale wychodził z wymian zwycięsko. To wszystko wraz z mocną szczęką oraz nonszalancją Macario, niezbyt dobrze wróży Williamowi.
Werdykt:
William Macario nie jest Robbie Lawlerem (MMA 22-9, 1NC). Nie powinna więc nastąpić dominacja w stójce, tak jak to było w przypadku walki Robbiego z Bobbym. Voelker jest twardy, potrafi uderzyć, potrafi przyjąć, wejść w brawl. Jest sztywny, ale „Patolino” jest jeszcze sztywniejszy, a na dodatek ma gorszą defensywę. Choć Bobby nie zaznał jeszcze sukcesów w UFC, jest zawodnikiem lepszym od Williama, a na dodatek jest to jego ostatnia szansa by wkupić się w łaski korporacji ZUFFA. Jeszcze jedna przegrana i zapewne wyleci bez huku, tylnymi drzwiami, witając się z drugoligowym podwórkiem. Co prawda scenariusz ukazujący nokaut na korzyść Macario jest możliwy, ale jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie zalety Voelkera i wady „Patolino”, kurs na underdoga nie jest zachwycający. Byłby taki, gdyby zaczynał się od „3” z przodu.
John Howard vs. Siyar Bahadurzada
Czy John Howard jest w stanie pokonać Siyara Bahadurzadę?
Siyar wdarł się przebojem do UFC, wygrywając pięć z sześciu ostatnich walk przez nokaut w mniejszych organizacjach. Również debiut u braci Fertitta był bardziej niż wymarzony. Nokaut w 40 sekund nad Paulo Thiago (MMA 15–6) i zgarnięcie bonusu za KO wieczoru robią wrażenie. Jednak walka z Dong Hyun Kimem (MMA Win 18–2–1, 1NC) potwierdziła to czego się spodziewano, mianowicie Siyar jest za bardzo nastawiony na swoją stójkę i zapasy/grappling u niego kuleją. O ile w walce z Koreańczykiem przegrać w ten sposób to żadna nowość (wszak praktycznie w każdej walce Dong przyklejał się do swych przeciwników jak ślimak), tak w swoich poprzednich starciach przed UFC, również te aspekty walki były mocno w tyle za silną stójką. Ewidentnie więc z zapaśnikami Afgańczyk miał i będzie mieć problemy. Jak do tego ma się John Howard? Zacznijmy od początku.
Obaj są uderzaczami. Obaj posiadają niewiarygodnie mocne sierpy. Howard lewego (często skracającego dystans)…
…a Siyar dla odmiany prawego zamachowego.
Stójka Johna wydaje się być bardziej poukładana i kompletna. Więcej w niej płynności oraz wydaje się, że Amerykanin posiada również lepszą defensywę. Z pewnością stosuje też więcej low kicków. W kontrtechnice Afgańczyk kopnie czasem na głowę. Jednak to wspomniane sierpy sieją najwięcej spustoszenia i są wyprowadzane z nokautującą siłą.
Sęk w tym, że to Howard wydaje się mieć dodatkowo przewagę w obaleniach. Może to mieć wielkie znaczenie w tej konfrontacji. John lubi po serii ciosów sklinczować, a tam podebrać nogi rywala. Bahadurzada już rzadziej przejawia tego typu skłonności – mimo że w swoich walkach wielokrotnie pracował z góry i z dołu (czasem prezentując nawet ładne ground’and’pound), lecz parter zdecydowanie nie jest jego domeną. Tak jak i zapasy.
Werdykt:
Wizja TKO/KO z obu stron jest nad wyraz realna. Zmiennymi są tu dodatkowe umiejętności Howarda, które gdy umiejętnie się z nich będzie korzystało, mogą przechylić szalę zwycięstwa w stronę underdoga. Kurs 2.22 jest więc w pełni do zaakceptowania i warty postawienia paru groszy.
Dennis Siver vs. Manvel Gamburyan
Czy Manvel Gamburyan jest w stanie pokonać Dennisa Sivera?
Manny ma kilka atutów. W tym dwa najważniejsze. Mocne i ciężkie ręce (zwłaszcza prawy zamachowy) oraz świetną grę parterową. Kurs 3.25 nie odzwierciedla zagrożenia jakie Gamburyan niesie ze sobą. Wręcz można by uznać, że jest skazywany na pożarcie, patrząc na kurs. Jednak jest to solidny rzemieślnik potrafiący odnaleźć się w większości sytuacji, jakie mogą zdarzyć się w oktagonie. Bardzo ładnie miksuje obalenia z uderzeniami, wprowadzając do walki pewien model nieprzewidywalności. Przeciwnik nie wie czy poleci zamachowe, mocne uderzenie, czy Manvel rzuci się do nóg – to zawsze jest mocną strona każdego, kto umie uaktywnić czynnik niepewność u rywali i zmuszać do reorganizacji ich gameplanów. Amerykanin ormiańskiego pochodzenia ładnie egzekwuje low kicki. Całościowo jednak jego stójka jest dosyć sztywna. Mocna, ale sztywna. Nie posiada płynności czy finezji. Trzeba też jasno zaznaczyć, że był trafiany. Zarówno przez Michihiro Omigawę (MMA 13-14-1) jak Cole Millera (MMA 20-8). Garda więc nie jest perfekcyjna, lecz nie jest aż tak dziurawa by robić z tego wielki minus.
Baza z judo ewidentnie wpływa na pewne elementy walki u Manny’ego. Jest silny jak tur, co często wykorzystuje w parterze, bądź w próbach obaleń, potrafiąc wynosić wysoko w górę rywali przed rzuceniem ich o matę.
Co ciekawe obaj są „byczkami”. Silnymi fizycznie i dobrze rozbudowanymi mężczyznami. Dennis Siver wydaje się jednak być zawodnikiem bardziej dynamicznym, na dodatek lżejszym na nogach. W ostatniej, przegranej walce z Cubem Swansonem (MMA 20-5), poruszał się dosyć zwinnie. Podobnie z Nam Phanem (MMA 18-12). Również pewna forma elastyczności jest u niego wyższa niż u Gamburyana, przez co inaczej kopie low kicki oraz częściej rzuca w stronę rywala high i middle kicki. Bardzo ładnie miesza uderzenia rękami z kopnięciami. Należy jednak twardo zaznaczyć, że wszystko to ulega znacznej deterioracji wraz z upływem czasu. Już od połowy drugiej rundy wszystko zaczyna widocznie siadać, a najbardziej szybkość. To właśnie w ten sposób Swanson zdołał wypunktować ciężko stąpającego i spuchniętego Denisa. Dlatego jestem w stanie spokojnie wyobrazić sobie pierwszą rundę, która idzie na korzyść Sivera. A jak pozostałe? To już trudniejsza sprawa.
Niemiec rosyjskiego pochodzenia dobrze radzi sobie na przysłowiowej glebie. Umie przytrzymać i solidnie kontrolować rywali będąc z góry. Jednak w starciu z tak doświadczonym w tym elemencie Manvelem, ciężko wyobrazić sobie scenariusz Sivera kontrolującego z góry Gamburyana.
Werdykt:
Obaj zawodnicy są zdolni obalać siebie nawzajem. Obaj też mają nokautujący cios. Boksując, oddają wiele ze swojej witalności w cios. Szykuje się bardzo interesujące starcie w którym skonfrontują się ze sobą dwie siły o podobnych/zbliżonych parametrach i atutach, a tylko to, kto lepiej wykorzysta okazje, będzie wyznaczało przewagę. Manvel Gamburyan ma jak najbardziej szansę zarówno wygrać przez decyzję, jak i znokautować (przy sprzyjających okolicznościach) Dennisa. Kurs powyżej 3.00 jest zdecydowanie kuszący i atrakcyjny.
Robbie Peralta vs. Estevan Payan
Czy Estevan Payan jest w stanie pokonać Robbie Peralta?
Największą bolączką Payana jest to, że daje się trafiać. Daje się sporo trafiać. Stosuje on bowiem bardzo otwarty styl boksowania, czyli wykonując własne ataki pozostawia sporo miejsca na potencjalną ofensywę przeciwnika. Gameplan na walkę Estevana zawsze był taki sam: wyjść i uderzać tak długo, aż rywal zostanie znokautowany lub wypunktowany. Problemem w konfrontacji z Robbie Peraltą będzie to, iż Peralta również z chęcią dołączy do tej gry. A jeśli dodać do tego fakt, że Robbie jest twardym zawodnikiem, ma ciężkie ręce i w większości jego ciosy wyprowadzane są w bardzo złych intencjach, to Payana czeka arcytrudna przeprawa, a już na pewno bój o życie – tak jak to miało miejsce w starciu z Jeremy Stephensem (MMA 22-9). Dwanaście nokautów Peralty mówią same za siebie. Tak naprawdę zawodnicy tacy jak Esevan są wodą na młyn dla takich jak Robbie.
Werdykt:
Zarówno Estevan jak i Robbie raczej będą stać naprzeciwko siebie i wymieniać się uprzejmościami z rąk i nóg. Nie uświadczymy tu za wiele parteru. Kurs na underdoga w postaci 2.60 nie jest zły, ale też nie zachwyca, a stójka faworyta jest zbyt mocna i zbyt „naostrzona”, bym z czystym sumieniem stawiał na gorszego uderzacza w pojedynku kickbokserskim. Kurs dla ryzykantów. I tylko dla nich.
Wszystkie kursy na galę UFC 168: Weidman vs. Silva 2 można zobaczyć na stronie BetSafe.