![Temida]()
Mityczna bogini Temida czuwa nad sprawiedliwością. Ma przewiązane oczy, co pozwala jej być bezstronną, waga pomaga roztropnie podejmować decyzje, a miecz strzeże porządku.
Do uszu najsprawiedliwszej, dotarły głosy sprzeciwu rozgoryczonych sympatyków organizacji Cage Warriors i Marcina Lasoty. Nieśmiałe szepty podpowiadają, iż najlepszy najlżejszy reprezentant kraju Husarzy nie przegrał potyczki z wyspiarzem Caswellem, a winna tej rzekomej niesprawiedliwości jest punktacja jednej z rund. Będąca w rozterce Temida upatruje rozwiązania sporu dzięki pomocy sławetnej loży eksperckiej, która pół słowem przywołana zabiera się do pracy. Przedmiotem rozważań będzie punktacja trójki sędziowskiej, którą prezentujemy poniżej.
![punktacja lasota1]()
Dominik Durniat
1 runda
Gdy oglądałem walkę w sobotę, byłem przekonany, że runda pierwsza powinna być remisowa. Po kolejnym obejrzeniu starcia, podtrzymuję ten werdykt i całkowicie nie zgadzam się z możliwością przyznania pierwszej odsłony Caswellowi. Pojedynek rozpoczął się od minutowej wymiany w stójce, w której obaj zawodnicy trafili podobną ilość razy, ale żaden cios nie był znaczący. Następnie Lasota zdobył obalenie i zaznaczył kilkoma uderzeniami w parterze. Kolejne prawie trzy minuty walki, to siłowanie się pod klatką, gdzie – nawet gdy był dociskany – jedynie Polak wyprowadzał ataki. Kiedy starcie znów trafiło na środek, Caswell popisał się efektownym rzutem przez biodro, jednak „BJ” szybko odzyskał gardę, a Anglik zadał jedynie jeden cios. Pod koniec rundy Lasota ponownie obalił rywala, lecz ten łapał gilotynę z półgardy – co prawda niegroźną, ale wyraźnie wpiętą. 10-10
2 runda
O zwycięstwie „Lil Ninja” w tej rundzie zadecydowały trzy obalenia i praca w parterze. Co prawda, Polak także zdołał dwukrotnie przenieść walkę na ziemię, ale z jego sprowadzeń nic nie wynikło. Za to Anglik tym razem był aktywny i mimo że Lasota odgryzał się z dołu i spod siatki, to Caswell kontrolował pojedynek i zadał więcej ciosów. 10-9 Caswell
3 runda
W ostatniej odsłonie walka znów szybko trafiła na ziemię. Obalenie zdobył Lasota i choć chwilę potem położył się pod Caswella, to szybko złapał za nogę Anglika i zagrażał jej aż do ostatniego gongu. Kilka razy wydawało się, że skrętówka jest naprawdę mocno dopięta, ale ostatecznie „Lil Ninja” przetrwał ataki Polaka i nie poddał walki. Prawie cztery minuty zagrażania poddaniem, uderzania i pracy z góry jednoznacznie wskazują na Lasotę jako zwycięzcę ostatniej odsłony. 10-9 Lasota
Podsumowanie
Uważam, że sędziowie skrzywdzili Marcina Lasotę, ponieważ nie powinien on przegrać walki, a nawet mógł ją wygrać. Niemniej, trzeba przyznać, że „BJ” zapracował sobie na niekorzystny werdykt na ziemi rywala brakiem zdecydowania i wyraźnej ofensywy. Pamiętajmy jednak, że należy oceniać to, co zobaczyliśmy, a nie to, co chcielibyśmy zobaczyć. O przyznaniu pierwszej rundy Anglikowi zadecydował za pewne efektowny rzut. Szkoda tylko, że punktowi nie zwrócili uwagi na brak jakiegokolwiek ataku ze strony Caswella oraz wcześniejsze obalenie Polaka i przewagę pod siatką. Mój ostateczny werdykt – 29-29. Natomiast, jeśli ktoś miałby wygrać sobotnie starcie Lasota-Caswell, to na pewno nie Anglik.
Wynik 29-29
_______________
Marcin Jabłoński
1 runda
Jak mogliśmy się spodziewać po analizie wcześniejszych walk Caswella, Anglik rozpoczyna walkę w bezpiecznej odległości od Lasoty, atakując lowkickami. Trzeba tu zwrócić uwagę na styl Caswella, u którego ciężko o techniczne kombinacje bokserskie, przeważnie trzyma spory dystans od przeciwnika i atakuje z doskoku, a swoja obronę opiera na ruchliwości, balansie i zmianie kierunków poruszania. Lasota widząc to, przypiera Anglika do siatki próbując obalenia, jednak mimo „posadzenia na tyłku” przeciwnika nie jest w stanie położyć go na plecy. Po około trzech minutach klinczu, w którym zawodnicy zmieniali się w roli dociskającego, walka zostaje skierowana na środek klatki. Warto zauważyć, że w klinczu tylko Polak wyprowadzał ciosy. Po wznowieniu, Caswell pokazał umiejętności z judo, efektowanie rzucając Lasotę na plecy, który po krótkiej chwili próbował zaatakować dźwignią na nogę. Uciekający z próby poddania Anglik został wciśnięty przez Lasotę w siatkę i „posadzony”, wylapał jednak głowę Polaka i w takim uścisku, w którym żadna ze stron nie była zagrożona, zakończyła się pierwsza runda. 10-10
2 runda
Drugie stracie rozpoczyna się krótkim epizodem w stójce, po czym Lasota dąży do obalenia. Anglik świetnie broni się pod klatką, strasząc gilotyną. Zawodnicy po chwili klinczują, a tam drugi raz judo Caswella daje o sobie znać, czego efektem jest chwilowa pozycja boczna wyspiarza. Następna minuta to kontrola Anglika z góry. Po przejściu do klinczu obalenia próbuje Lasota, jednak kolejny raz zostaje rzucony na matę i kończy rundę na plecach. 10-9 Caswell
3 runda
Ostatnia odsłona walki zaczęła się od udanego obalenia Lasoty. Po kilku chwilach wydawało się, że Anglik będzie z góry, ale „BJ” zaatakował skrętówką. Zapinając trójkąt na nodze Caswella, Polak zapewnił sobie bezpieczną pozycję, z której mógł atakować skrętówką lub uderzać przeciwnika. Mimo, że technika kończąca nie raz wydawał się mocno dopięta nie zmusiło to Anglika do odklepania. 10-9 Lasota
Podsumowanie
Jedynym znakiem zapytania przy analizie tej walki jest punktacja pierwszej rundy. Uważam, że może ona posłużyć jako jedna z przykładowych rund 10-10. Efektywnej ofensywy było w tej rundzie jak na lekarstwo. Pierwszą akcję ofensywną przeprowadził Lasota , idąc po obalenie wcisnął przeciwnika w klatkę, gdzie dalej próbował położyć go na plecy. Kiedy trafili do klinczu to „BJ” oprócz walki o lepszy chwyt więcej uderzał. Następnie Caswell broniąc się przed oddaniem pleców w efektowny sposób rzucił Polakiem i walka trafiła do parteru. Nie uważam, ażeby minimalnie większa aktywność ofensywna Polaka, czy efektowny rzut Anglika pozwalały na zwycięstwo jednemu z nich w pierwszej części pojedynku. Pierwsza runda zakończyła się w uścisku, w którym żaden z zawodników nie był zagrożony, co doskonale podsumowuje jej przebieg. Problemu u sędziów szukałbym w niechęci, bądź strachu w przyznawaniu werdyktów 10-10, co uważam za szkodę dla dyscypliny.
Wynik: 29-29
_______________
Tomasz Chmura
Propozycja napisania Temidy, spotkała się z moim ogromnym zdziwieniem. Takich walk jak ta było setki i nikt nigdy nie uznawał je za kontrowersyjne a tym bardziej nie krzyczał, że to „wałek”. Jak rozumiem Brett Caswell wygrał drugą rundę, Marcin Lasota trzecią i w kwestii otwartej pozostaje runda pierwsza. Zatem skupię się tylko na niej.
Co tak naprawdę budzi kontrowersje? Fakt początkowej przewagi Marcina w odniesieniu do werdyktu? Prawdą jest, że Lasota posadził na tyłku Bretta przy siatce. Dociskając go do siatki zapunktował dwoma celnymi uderzeniami po czym Caswell wstał nie odnosząc żadnego uszczerbku poza oczywiście punktowym (bo to Marcin w tej pozycji punktował na swą korzyść – minimalnie, bo minimalnie, ale punktował). Jednak minutę później po ciągłym klinczu tak samo usadził na tyłku Caswell Lasotę. Co prawda Marcin szybciej wstał (od razu) z maty, jednak spokojnie te dwie akcje w oczach sędziów mogły się wyrównać.
Chwilę później Brett wykonał świetny rzut przez biodro po którym wylądował w górnej pozycji. Była to najbardziej znacząca akcja pierwszej rundy. Później, gdy Marcin wstał, kolejny raz poszedł po nogi rywala przy siatce, znów usadzając go na macie. Jednak Caswell cały czas trzymał wtedy gilotynę, którą nie puścił już do końca rundy. Ciężko więc tu dać punkty Lasocie i akcje ponownie się wykluczyły.
Za co więc dać tu rundę „BJ-owi” lub nawet remis? Za dociskanie do siatki? Przytoczę tutaj słowa sędziego KSW Wojsława Rysiewskiego:
Przyciskanie kogoś do siatki to nie jest „dominująca” pozycja. Klincz nie powinien być usunięty z MMA, patrzcie walka Johnson vs Bagautinov, ale kiedy obaj zawodnicy się w nim wzajemnie wykluczają to jest to akcja remisowa. Dlaczego stanie plecami do siatki ma być niby gorszą pozycją, od pozycji dociskania rywala do niej?
Uważam zatem, że z tego klinczu Marcin nic nie ugrał na swoje konto i zgodnie ze słowami Wojsława uznaję akcję dociskania do siatki za remisową, bo i dlaczego stanie plecami do siatki ma być gorszą pozycją?
Jeśli uznamy, że punktować w tej sytuacji powinniśmy kładzenie na tyłku rywala pod siatką, to drugiemu podebraniu nóg towarzyszyła gilotyna ze strony Bretta. Faktem jest, że nie było tu skoku po technikę, jednak nawet jeśli, to bardziej techniką kończącą zagrażał tu Caswell, który duszenia nie puścił już do końca, by dać choć pretekst sędziom, aby tę akcję zapisać czysto na konto Marcina. Zatem konsekwentnie nie powinniśmy przesadzać z przypisywaniem mu tego typu akcji w kontekście punktowym.
Co nam więc zostało? Techniki stójkowe/uderzane/zapaśnicze? Policzmy je:
Brett Caswell:
Wewnętrzny low kick – 1
Zewnętrzny low kick – 2
Kolano z klinczu – 1
Rzut przez biodro – 1
Ciosy z gardy/klinczu – 1
Marcin Lasota:
Obalenie – 2
Kolano z klinczu – 2
Ciosy z gardy/klinczu – 5
Kolano na udo – 1
Bieda z obu stron. Natomiast dwa low kicki Caswella były mocniejszymi ciosami niż wszystkie pięć lekkich ciosów Marcina z gardy/klinczu. Zostaje więc nam ten nieszczęsny rzut przez biodro.
Jeśli zatem odejmiemy dociskanie do siatki Lasoty (bo uznaliśmy już, że to żadna przewaga); Jeśli odejmiemy jedno posadzenie na macie Bretta (bo zapiął technikę kończącą); Jeśli zrównoważymy totalnie bez siły ciosy z klinczu/gardy Marcina z silnymi low kickami Bretta – to co tak naprawdę zostaje żeby dać ten remis w pierwszej rundzie? Pierwsze posadzenie Bretta na tyłku, które polegało na podebraniu mu nogi przy siatce? W takiej więc sytuacji wyżej sobie cenię jednak rzut po którym Caswell wylądował w górnej pozycji na Lasocie niż owe podebranie nóg z którego nic nie wynikło. W bezpłciowej rundzie słusznie akcja ta dała przewagę Anglikowi.
Naprawdę nie ma co popadać w paranoję. Pierwsza runda była wyrównana, lecz w każdej organizacji łącznie z UFC wygrałby Brett i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. To aż przesada by w takiej walce doszukiwać się na siłę zwycięstwa czy choćby remisu Marcina Lasoty. Czy kiedykolwiek słyszeliście ludzie o dyskusji na temat kontrowersji bo „powinien być remis”? Bo ja pierwszy raz widzę coś takiego. Należy sobie uświadomić, że walka nie była w KSW w którym 10-10 rozdaje się dość hojnie. Osobiście uważam, że walka była tak standardowa w ocenie, iż nie trzeba być Professional MMA Referee by uznać zwycięstwo Anglika. Doszukiwanie się minimalnych przewag po totalnie wyrównanym starciu, które skradł rzut do pozycji z góry, to zwykle chwytanie się brzytwy z racji, że walczył Polak. Nikt w żadnej rzeczywistości (nawet tej alternatywnej) nie analizowałby wyniku tej walki gdyby nie walczył w niej Marcin „BJ” Lasota ponieważ setki podobnych stoczono w UFC, po których nikt ani nawet szeptem nie wspominał, że to „wałek” czy „kontrowersja” w kontekście rzekomego remisu. Czy uznałbym remis w pierwszej rundzie? Z krzywą miną bym zaakceptował 10-10… gdyby walka była w Polsce. Jednak sprawiedliwsze jest 29-28 dla Bretta Caswella.
_______________
Jakub
Przyznam, że byłem nieco zaskoczony, kiedy usłyszałem, że walka Lasoty z Caswellem wzbudziła jakieś kontrowersje – i że według wielu obserwatorów wynik mógł pójść w drugą stronę. Dla mnie batalia – mocno nadużywając tego określenia – była dość klarowna i nie widzę żadnych błędów w werdykcie.
Jako że rundy druga i trzecia nie wzbudzają żadnych kontrowersji, napisze jedynie własną punktację tych dziesięciu minut pojedynku (runda druga: 10-9; runda trzecia 9-10) – a skupię się na uzasadnieniu mojej oceny rundy pierwszej, która jest w tym przypadku kością niezgody.
Powiedzieć, że w otwierającej odsłonie było mało efektywnej ofensywy, to jak powiedzieć, że Baba Jaga nie jest miss świata. Niby prawda, a jednak pomiędzy brakiem tytułu najpiękniejszej kobiety, a byciem ilustracją straszydła jest spora różnica. Tak więc pierwsza runda walki Lasota – Caswell była Babą Jagą wśród ocenianych rund.
Najlepszym na to dowodem jest fakt, że przez pierwszą minutę walki jedynymi skutecznymi atakami były dwa wyprowadzone przez Anglika lowkicki – jeden wewnętrzny, drugi zewnętrzny. Zresztą były one i tak jedną z wyraźniejszych akcji na tle całej rundy – co dodatkowo mówi nam, jak niewiele działo się w oktagonie.Dalej Polak przechwycił kolejne, zewnętrzne, niskie kopnięcie, jakim zaatakował Brytyjczyk – lecz nie zdołał tej sytuacji wykorzystać w żaden konkretny sposób: wszystkie ciosy jakie wyprowadził minęły się z celem bądź trafiły na blok. Pod siatką “BJ” zdołał obalić rywala za dwie nogi, choć obalenie to zbyt duże słowo – posadził go na cztery litery. Z tej akcji również nie wynikło nic konkretnego: Lasota ani nie zdołał odkleić rywala od siatki, ani nie położył go do końca na ziemi – w efekcie czego ten powrócił na nogi po kilkunastu sekundach.
Kolejny etap starcia, to walka pod siatką o pozycję dociskającą i tu najpierw podopieczny Marcina Rogowskiego wyglądał korzystniej, jednak chwilę później Anglik zmienił pozycję na dogodniejszą dla siebie – by ostatecznie znów ją stracić. W tym momencie Lasota próbuje obalać, lecz judoka kontruje i wyhacza Polaka – choć z samej akcji wynika równie niewiele, co z poprzedniego “obalenia” Marcina.
Na półtorej minuty do końca rundy sędzia ringowy przenosi pojedynek na środek, lecz walka natychmiast trafia do klinczu, a tam Caswell wykonuje efektowny rzut przez biodro, by następnie przez kilkanaście sekund bezproduktywnie zajmować górną pozycję. Walka kończy się próbą (zbyt duże słowo) skrętkówki ze strony „BJ’a”, po której – idąc za rywalem – próbuje obalać… oddając głowę do gilotyny (znowuż: zbyt duże słowo) i w takiej pozycji zawodników zastaje gong.
Jak widzimy efektywnej ofensywy było w rundzie pierwszej naprawdę niewiele. Mimo że obaj zrobili bardzo mało by wygrać, to jednak Anglik zrobił odrobinę więcej – a może Polak zrobił odrobinę mniej, co byłoby bardziej odpowiednie do okoliczności. Na korzyść Lasoty nie może według mnie przemawiać nic innego, niż parcie do przodu, które, jak wiemy, nie jest punktowane w MMA. Punktowana jest k o n t r o l a, a ta była po stronie Brytyjczyka. Kontrolą nie jest bowiem poruszanie się do przodu i przyciskanie rywala do siatki – a wpływ zawodnika na przebieg walki. Nawet jeśli Caswell spędził więcej czasu plecami do klatki, to to, że dwukrotnie obalił Polaka (raz w odpowiedzi na obalenie, raz w odpowiedzi na inicjację klinczu) jest przykładem kontroli znacznie lepszym, niż bezproduktywne klejenie się do rywala i klinczowanie.
Na korzyść Caswella przemawiają również wspomniane lowkicki, nieco czasu spędzonego na górze po wykonaniu rzutu rodem z judo, oraz uchwycenie gilotyny w końcowych sekundach. Oczywiście są to argumenty równie marne, jak jedno obalenie Lasoty i próba skrętkówki – jednak jest ich więcej, a w mojej ocenie są również bardziej wartościowe.
Podsumowując powyższe, rundę pierwszą oceniłem na 10-9 dla Caswella – a więc to jemu przyznałem zwycięstwo z całościową punktacją 29-28. Zważywszy na mikroskopijną ilość wartościowej ofensywy w rundzie pierwszej jestem w stanie zaakceptować remis w tych pięciu minutach i nie widzę w takiej punktacji niczego złego. Nie zgodzę się natomiast z opiniami, wedle których “BJ” Lasota wygrał ten pojedynek – nie wygrał. W mojej opinii przegrał, a w najlepszym wypadku zremisował.
_______________
Mariusz „Szady” Hewelt
Początek pierwszej rundy upłynął pod wpływem wzajemnego badania się. Zawodnicy wykonywali nieśmiałe próby ciosów, które nie dochodziły celu. Pierwsze znaczące uderzenia wyprowadził Caswell – trafił kilkoma lowkickami, po czym doszło do bezpośredniego zwarcia pod siatką, gdzie Polak szukał możliwości sprowadzenia walki do parteru. Po dłuższym siłowaniu się, Marcin wykonał niepełne obalenie. Jego rywal nie został położony na plecach – z pozycji siedzącej, po przyjęciu kilku krótkich ciosów (a w zasadzie muśnięć) na głowę i tułów, przywrócił walkę do pozycji stojącej. Po kilku sekundach spędzonych plecami do siatki w klinczu, Anglik odwrócił pozycję. W ruch poszły kolana i stompy. Następnie Lasota odwrócił pozycję na chwilę, co Caswell skontrował próbą sprowadzenia do parteru przy pomocy haczenia. Również i jemu pełnego obalenia nie udało mu się wykonać – Polak szybko wstał. Chwilę dociskał rywala w siatkę, jednak wykonywał to na tyle nieefektywnie, że sędzia ringowy zerwał klincz.
Gdyby runda skończyła się w tym momencie, to uznałbym, że najlepszą punktacją będzie remis. No bo co zrobili obaj zawodnicy? Żaden nie stworzył większego zagrożenia – praktycznie wszystkie ciosy były bite z niewielką mocą; nie zauważyłem też prób poddań. Owszem, mieli swoje momenty – Caswell kilka lowkicków w dystansie, a także kolan i stompów w klinczu, Lasota – posadzenie rywala na tzw. „czterech literach”, z czego nic nie wynikło, plus wciskanie w siatkę z okazjonalnymi ciosami. Ani Polak, ani Anglik, nie wyróżnił się na tyle, by móc zapisać rundę na jego konto.
Ale… do końca pierwszej odsłony zostało jeszcze półtora minuty. Co się działo w tym czasie? Caswell próbę obalenia Marcina skontrował pięknym rzutem i pierwszy raz od początku walki mamy zawodnika na plecach. Polak przez około pół minuty szorował plecami o matę. Brett nieskutecznie próbował awansować pozycję, po czym Marcin złożył się do skrętówki, która nie miała szans powodzenia. Następnie spróbował obalenia, na co Anglik odpowiedział przełożeniem ręki pod szyję, co miało stanowić przygotowanie pod duszenie gilotynowe. W tym uścisku dotrwali do końca rundy.
Końcówka rundy bez wątpienia należała do Anglika i to przekłada się na moją ocenę. Do pierwszej syreny walka była wyrównana, jednak minimalnie lepszy był Brett i punktuję 10-9 na jego korzyść.
Nie będę się wdawać w szczegóły przy ocenie kolejnych rund, bo w tej kwestii wszyscy są raczej zgodni. W drugiej odsłonie korzystniej zaprezentował się Brett i tutaj widzę 10 punktów na jego konto, a 9 dla rywala. W trzeciej Marcin wygrywał wyraźnie dzięki dużej ilości prób poddań, jednak oponent nie został aż tak zdominowany w parterze by dać 10-8, dlatego najuczciwszą punktacją wydaje się 10-9.
Moja punktacja ostatecznie:
Brett Caswell 29-28
Wojsław Rysiewski
1 runda
W pierwszej rundzie efektywne akcje ofensywne można policzyć na palcach jednej ręki. W stójce Caswell trafił dwa niskie kopnięcia oraz zapisał na swoje konto efektowny rzut oraz jeden raz położył Polaka na pupę, jednak błyskawicznie wstał. Z drugiej strony Lasota zanotował dwa obalenia, po pierwszym Anglik nie dał się położyć na łopatki i wstał po siatce, po drugim w końcówce BJ skontrolował go trochę lepiej i nawet przeszedł do półgardy. Moim zdaniem runda remisowa, żaden zawodnik nie zaznaczył swojej przewagi technikami, które faktycznie prowadzą do skończenia pojedynku. 10-10
2 runda
W drugim starciu Anglik już wyraźniej zaznaczył swoją przewagę. Co prawda na początku znowu wylądował na pupie, ale po powrocie do góry sam efektownie rzucił Marcinem, na moment zdobył pozycję boczną oraz kilka razy uderzył pod siatką. Gdy nasz zawodnik wrócił do stójki, Caswell zapisał na swoje konto jeszcze jedno obalenie. Później do końca rundy nie wydarzyło się już nic istotnego. 10-9 Caswell
3 runda
Trzecia runda zdecydowanie należała do reprezentanta Gracie Barra Łódź. Lasota obalał, przetaczał, uderzał i atakował nogi Caswella. Praktycznie przez całe minut Anglik był w defensywie, broniąc się przed skrętówkami Polaka. 10-9 Lasota
Podsumowanie
Nie trzeba być ekspertem od sędziowania, żeby wiedzieć, że przy punktacji tego starcia kluczowa jest pierwsza runda. Rozumiem osoby, które zapisały ją na konto Caswella, jednak ja od wielu lat jestem zdania, żeby z większą śmiałością stosować pełne spektrum systemu 10-point-must. Jeśli Lasota wygrał trzecią rundę 10-9, to chyba każdy dostrzeże, że przewaga Anglika w rundzie drugiej była mniejsza, a w pierwszej właściwie symboliczna, dla mnie osobiście wpadająca w rubrykę 10-10.
Mam też nieodparte wrażenie, że gdyby polski zawodnik na polskiej gali wygrał walkę w takim stylu jak Caswell, to spora grupa komentujących tygodniami krzyczałaby o „wałku”. W obecnej sytuacji takich głosów prawie nie ma. Oczywiście w omawianym przypadku nie doszukiwałbym się gospodarskiego sędziowania, ale jestem dość mocno zdziwiony liczbą głosów o rzekomej „wyraźnej” czy „niepodlegającej wątpliwości” wygranej Anglika.
Wynik: 29-29
Lasota vs Caswell. Co na to Temida?